niedziela, 10 stycznia 2016

Od Sinon - c.d. Ayi

Nie mając już co ze sobą zrobić, ruszyłam do mężczyzny, wskazanego mi wcześniej przez Finni'ego. Gdy dłużej mu się przyjrzałam, mogłam zobaczyć, że ma około pięćdziesiątki, lekki zarost i słabo widoczną siwiznę na włosach. Ubrany był w typowy, staroświecki płaszcz i buty. Nad jego głową wyświetlał się napis "Handlarz Broni".
- W czym mogę ci służyć, panienko? - spytał, a ja się zarumieniłam. Prawdę mówiąc jeszcze nikt nie nazwał mnie nigdy "panią", a co dopiero "panienką".
- Znajomy powiedział mi, że mogę u pana kupić coś przydatnego. - powiedziałam cicho.
- Ach, ależ oczywiście! Mam tu duży wybór mieczy, katan, szpad, sztyletów, noży, toporów, łuków i proc. - wyjaśnił. Powiedział to tak szybko, że lekko zakręciło mi się w głowie.
- A co z tego jest najlepsze? - kompletnie nie miałam pomysłu, czym walczyć. Nawet nie myślałam o tym, żeby się z kimś bić. Jednak, mimo wszystko, jakaś broń pod ręką zawsze się przyda. Przynajmniej będę czuć się pewniej.
- Trudno powiedzieć, wszystko jest dobre. Zależy jak zamierzasz budować swoją postać. - odparł. Zaczęłam gryźć wewnętrzną stronę policzka. Zawsze tak robiłam, gdy maksymalnie się skupiałam. Topory odpadają - to nie dla mnie. Zamierzam być szybka, żeby tylko jak najszybciej przechodzić questy, nabić odpowiedni poziom i w 100% zacząć szukać Amber. Jestem pewna, że gdzieś tu jest.
- Może wybierz jakiś łuk, albo procę? - zaproponował, widząc, że nie mam zielonego pojęcia o tym. Proca! Pamiętam jak kiedyś, dawno, dawno temu, razem z Mer dostałyśmy taką od babci i całe dnie strzelałyśmy do celów. Po jednym tygodniu gumowa linka się zerwała, a my kompletnie o niej zapomniałyśmy.
- Myślę, że proca byłaby w sam raz - odpowiedziałam z uśmiechem, który handlarz po chwili odwzajemnił. - Ile ona kosztuje?
- Dla ciebie, panienko, za darmo.
- Na, naprawdę? Dla mnie? Za darmo? - powtórzyłam zaskoczona. Przecież... on nic na tym nie zarobi.
- Tak, ruszaj i rób kolejne zadania. - ponaglił mnie. Ja jednak nie mogłam tak po prostu odejść. Zanim zdążył zareagować, położyłam mu na dłoni 50 złotych monet.
- Chwila! Chwila! - krzyknął, jednak ja się już oddaliłam. - Podpowiem ci chociaż, że możesz przetestować swoją broń na tych stworach, chodzących przy północnym krańcu miasta!
- Okej, dziękuję! - rzuciłam i pobiegłam na północ. Czułam się doskonale. Słyszałam uderzanie podeszw o bruk, czułam lekki wietrzyk przewiewający przeze mnie i całkowicie wolna brnęłam przed siebie.

Stwory były ogromne i strasznie się ich bałam. Nie wiedziałam nawet jak obsługiwać mojej broni, a co dopiero zabić takiego potwora. Postanowiłam usiąść w bezpiecznej od nich odległości, chwilę je poobserwować i przy okazji poćwiczyć strzelanie procą. Jako cel obrałam sobie większe kamienie, a ponieważ byłam na rozległej polanie, łatwo mogłam takie znaleźć. W ciągu 3 tur, liczących po 10 strzałów, trafiłam 13 na 30 razy. Nie tak źle. Co prawda o wiele wypadłam z formy, ale jeśli jeszcze trochę potrenuję, na pewno uda mi się pokonać te bestie. Już miałam zacząć kolejną serię, gdy nagle usiadł koło mnie mały ptaszek. Był śliczny. Miał biało-błękitny kolor z plamkami ciemniejszego niebieskiego. Spoglądał na mnie z zaciekawieniem. 
- Cześć, mały - powiedziałam do niego spokojnie. Powolnymi ruchami odłożyłam procę na bok i zbliżyłam się do niego. Proszę, żebym tylko go nie spłoszyła, pomyślałam. - Wiesz, że jesteś piękny - Zwierzątko przechyliło łebek i zaćwierkało. Miało donośny, melodyjny głos. - Jak się nazywasz? - spytałam się go. Nie odpowiedział, ale zauważyłam za to coś nowego. Obok niego pojawiły się różnokolorowe paski, napis "Błękitny ptak" i znak zapytania. - Błękitny ptak? To strasznie oficjalne. Może nazwę cię jakoś inaczej? Hmm... co powiesz na Oreo? To moje ulubione ciastka. - zaproponowałam. Zwierzątko znów zaćwierkało i potrząsnęło główką. - Nie? To może Oro? - tym razem ptaszek się napuszył. - Okej, od dzisiaj nazywasz się Oro, pamiętaj. - Nagle, ze zdumieniem zobaczyłam, że znak zapytania zmienił się na imię, które mu wymyśliłam. Pod paskami za to widniało moje imię. Co to znaczy? Po chwili przede mną pojawił się komunikat z osiągnięciem "Pierwsze oswojenie". Wytrzeszczyłam oczy. 
- Czyli od teraz jesteś moim przyjacielem? - spytałam się Oro zdumiona. Ptaszyna tylko się na mnie spojrzała. Nie wiedziałam jak to odebrać. Wróciłam więc do dalszych ćwiczeń z procą. Po około półgodzinie stwierdziłam, że jestem już gotowa. Nie trafiałam za każdym razem, ale mniej więcej oswoiłam się już z bronią. Ostrożnie zaczęłam iść w stronę stworów. Oro leciał za mną i poćwierkiwał z niepokojem.
- Spokojnie, nic mi się nie stanie. To tylko gra. - wyjaśniłam mu. Gdy znalazłam się w odpowiedniej odległości, wzięłam do ręki jeden z uzbieranych wcześniej kamyczków i wystrzeliłam w głowę potwora. Bestia odwróciła się w moją stronę. Była mojego wzrostu i wyglądała przerażająco. Jedyne, co miała z człowieka to korpus. Jej ręce i nogi były zakończone ostrymi pazurami, a gdy otworzyła swój smoczy pysk, mogłam zobaczyć szereg ostro zakończonych kłów. Porwałam się jak z motyką na słońce, pomyślałam. Gargulec zaczął iść w moją stronę. Najgorsze było to, że jego towarzysze - inne 2 potwory - poszły w jego ślady. Powoli wycofywałam się, jednocześnie ciskając kolejnymi kamykami w ich pyski. Trafiłam jednego w oko. Po moim ciele przeszły ciarki. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, bestie rzuciły się na mnie. Nie miałam szans. Zanim umarłam zdążyłam tylko poczuł ogromny ból. Odrodziłam się w tym samym miejscu, w którym pojawiłam się tuż po stworzeniu postaci. Szybko się rozejrzałam i udałam się na północny kraniec miasta. Dotarłam do Taotii. Tym razem zamierzałam przyjąć zupełnie inną taktykę. Postanowiłam zaatakować bestię oddaloną o kilkanaście metrów od innych. Zaczęłam bombardować potwora kamieniami. Używałam na przemian większych i mniejszych. Strzelałam głównie w pysk i brzuch, który potwór od czasu do czasu odsłaniał. Mimo tego, że zmieniłam taktykę, koniec końców bestia znowu mnie zabiła. Odrodziłam się na znanym placu. Po chwili byłam już przy Taotii, która mnie zabiła. Ku mojemu pocieszeniu, tym razem miała tylko 70% życia. Tym razem nie zmieniłam sposobu i jeszcze raz ją zaatakowałam. Nie minęło nawet 5 min, a ja stałam na miejscu odrodzenia. Coraz bardziej zdenerwowana ruszyłam do potworów. Ku mojemu zdumieniu Oro odradzał się ze mną i cały czas mi towarzyszył. Co prawda nie pomagał mi w walce, ale wspierał mnie duchowo. Gdy stałam już przy mającej teraz 58% HP Taotii rzuciłam w nią dużym kamieniem. O dziwo zabrało jej to 5% życia. Zaczęłam ciskać coraz to większymi skałami. Niestety, przez to nie mogłam się jednocześnie cofać. Bestia, gdy tylko się do mnie zbliżyła, zamachnęła się łapą i prawie znów mnie zabiła. Prawie, bo w porę odskoczyłam. Chyba już załapałam o co chodzi w tym systemie walki. Cisnęłam kolejnym kamieniem. Potworowi zostało tylko 10% życia. Uśmiechnęłam się zwycięsko. Skończyły mi się skały i teraz musiałam strzelać resztkami. 8%. Zaczęłam mocno dyszeć z wysiłku. 7%. Trafiłam w oko. 5%. Druga Taotia zaszła mnie od tyłu. Poharatała mi plecy i głowę. Jedyne co poczułam przed śmiercią to nieznośny ból. Znowu stałam na doskonale znanym mi placu. Nie!!! Kopnęłam w ścianę. Nie dam rady pokonać nawet jednej! Co. Za. Chłam. Dalej kopałam, a Oro świergotał obok mnie zaniepokojony.
- Co ci jest, mała? - nagle usłyszałam za sobą. Powoli się odwróciłam. Przede mną stał duży wyższy ode mnie, czarnowłosy chłopak. Był mocno umięśniony. Kątem oka zauważyłam nóż, przypięty do jego pasa.
- Eee... ja nie mogę zrobić jednego questa. Znaczy się... nie mogę zabić potworów... Taotii. - cicho powiedziałam, zacinając się. 
- Rozumiem. - pokiwał głową. - Nie martw się, też nie mogłem ich zabić. Potrzebowałem aż dwóch znajomych do pomocy. - uśmiechnął się pocieszająco. Odwzajemniłam uśmiech.
- Naprawdę? Ale przecież...  ty jesteś taki silny i w ogóle - powiedziałam. Chłopak zarumienił się lekko.
- Teraz może tak, ale wtedy nie byłem. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym ci pomóc, ale obiecałem rodzicom, że wyjdę z gry o 19. Jeśli tego nie zrobię, i tak wyłączą prąd w całym domu. - wyjaśnił, drapiąc się w rękę.
- Nie martw się, rozumiem. - odparłam.
- Ale wiesz co, spróbuj może spytać się o pomoc w Karczmie pod Dzikim Strusiem? - zaproponował - Można tam znaleźć naprawdę spoko graczy. Jestem pewny, że ktoś ci pomoże. - nie czekając na moją odpowiedź, kontynuował. - Musisz pójść tą uliczką prosto, potem skręcić w prawo przy Sprzedawcy Żywności i dalej na wprost, póki nie znajdziesz się przed szyldem karczmy. Zapamiętałaś?
- Tak. - kiwnęłam. - Dziękuję ci za pomoc.
- Daj spokój. - machnął ręką. - My, gracze, musimy trzymać się razem. - uśmiechnął się pokrzepiająco. - Ups, wybacz, muszę już lecieć. Na razie!
- Pa! - chłopak zaczął znikać.
- Oro, co ty na to? Idziemy tam? - spytałam się towarzysza. Ten odćwierknął szybko. Postanowiłam wziąć to jako "Tak" i ruszyłam w kierunku celu.


Zatrzymałam się przed szyldem budynku. Zawahałam się. Na pewno powinnam tam wchodzić? Po chwili jednak wzięłam się w garść. Jeśli chcę odnaleźć Amber, muszę to zrobić. Z dopiero co nabytą pewnością siebie weszłam do karczmy. Pierwsze co poczułam to wspaniały zapach pieczonego mięsa, chrupiącego, dopiero co wyjętego z pieca chleba i drewna, z którego był zbudowany budynek. Przy stolikach siedzieli inni gracze. Albo jedli, albo ożywieni, dyskutowali o czymś. Tylko jedna grupa odstawała od reszty i grała w kości. Przyszło mi na myśl, że to chyba to nich należałoby podejść. Wyglądali na miłych. Noo, oprócz 2 dziewczyn - jedna miała ognistoczerwone włosy i skupioną minę, bo akurat w tej chwili rzucała kośćmi. Druga za to miała czarną, związaną w kucyka fryzurę. Patrzyła się na rozgrywkę z małym zainteresowaniem. Oprócz nich, przy stole siedział też chudy, patyczkowaty i jednocześnie rudy chłopak. Uff, zrobię to. Podeszłam do nich i wypaliłam:
- Eee, cześć. Boo...  jest taka sprawa... Muszę zrobić takiego jednego questa, a jestem za słaba... te potwory, Taotie co chwilę mnie zabijają... Próbowałam już 3 razy, ale nie dam rady pokonać ich sama... Ktoś z was mógłby mi pomóc... proszę? - wymruczałam cicho. Stałam z rękami związanymi z tyłu i zaciskałam knykcie. Na ich twarzach malowało się zdumienie. Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił....

< Ktoś? Przepraszam, że dokończyłam opo, mimo, że nie byłam "wywołana" do tego ;-; >


Rezerwacja dla Helii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz