sobota, 23 stycznia 2016

Od Ay'i- c.d. Moiry

Dziewczyna wyszła z karczmy, a ja tylko przewróciłam oczami. Moira denerwowała mnie tak bardzo, jakby Ronnie miała 10 sióstr bliźniaczek. Chociaż tak właściwie to Ron przy niej jest potulna jak baranek.
-Nawet nie da się pobawić- westchnęłam i zaczęłam zbierać naczynia ze stołu- Nico, Ronnie szykujcie broń, idziemy robić questy- uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę kuchni.
-I że ja mam na to wsiąść?- Nico patrzył nieprzekonany na niedużego, zielonego smoka. Mój i Ronnie w porównaniu do jego były kolosami. Powolnymi ruchami gładziłam czarno-białego smoka. Stwór wydawał przy tym przyjemny gardłowy dźwięk, zupełnie jak kot.
-Tak i to już- szybkim ruchem dosiadłam stworzenie, a smok wyprostował się dumnie. Delikatnie poklepałam go po szyi. Spojrzałam na towarzyszy. Ronnie wyglądała na zadowoloną, spokojnymi słowami próbowała sprawić aby smok pozostał na ziemi, widać było że chciał się wzbić w powietrze. Nico zaś patrzył z lekkim strachem na swojego smoka, widać było po nim, że nie był pewny czy smoczysko go uniesie.
-Ruszamy- szturchnęłam smoka piętami, zupełnie jak konia a on wzbił się w powietrze. Gdy wzlecieliśmy na sporą wysokość, zaśmiałam się na cały głos. Bycie tak wysoko i to bez żadnej osłony, było cudownym uczuciem. Wszystko na ziemi wyglądało jak maleńkie zabawki. Smok przyśpieszył, a ja zachwycona mocno wychyliłam się do tylu i uniosłam ręce w bok.
Powoli zsunęłam się ze smoka. Wysunęłam menu, aby sprawdzić co mamy teraz zrobić. Każdy z nas miał się udać do innej świątyni, moja była na północy.
-Musimy się rozdzielić- usłyszałam za sobą głos Nico, kiwnęłam tylko głową na tak. Każdy z nas ruszył w swoją stronę.

<Poddaję się, nie dam rady... weź to ktoś skończ, pls ,-, A najlepiej, to niech Ronnie to skończy, bo coś ostatnio cicho siedzi ,-,>

wtorek, 19 stycznia 2016

Od Rother'a- Quest 2

Duszek zaprowadził mnie z powrotem do miasta i zaczął oprowadzać po miejscach, które widziałem parę chwil wcześniej. Zaczął też coś nawijać na temat tych miejsca:
- A tutaj jest najlepsza w Yona karczma, a zaraz obok ... - i tak ciągle, słuchałem go tylko częściowo, wychwytując tylko najbardziej przydatne informacje. Właściwie było ich niewiele, mój "przewodnik bardziej skupiał się na tym, jak tu jest pięknie i gdzie najczęściej można kogoś spotkać, albo gdzie najlepiej zjesz itd.
- Ejże chłopcze! - nagle dotarł do mnie zupełnie inny głos, również należący do NPC, ale bardziej twardy niż cienki głos duszka. Obejrzałem się przez ramię, mimo iż zapewne było tutaj wiele osób, ale miałem dziwne wrażenie, że to do mnie. Nie pomyliłem się, jakiś mężczyzna machnął na mnie, bym podszedł. Wyświetliło mi się okienko czy przyjmuję questa. Czyli to tak. Przyjąłem i podszedłem do niego, uśmiechnął się pod bujnym wąsem - widzę, że jesteś nowy - kiwnąłem głową - aleś ty rozmowny... Dobra, ale mam dla ciebie prezent byś nie czuł się taki pogubiony na start.
Coś na start... w mojej głowie od razu pojawiła się broń, cóż innego mogliby dać początkującemu? Chyba że chcą dłużej potrzymać nas w mieście, albo powysyłać na obejrzenie innych miast. Jednak i tak bardziej prawdopodobna była broń. Moje podejrzenia się potwierdziły, Miałem do wyboru parę broni. Znaczyło to tyle, że zaczyna się gra. Największy damage miał topór, ale po pierwsze jest wolny, a po drugie nie pasuje do mojego stylu walki. Drugi był miecz, to już ciekawsza propozycja, ale nie na pierwszą broń. Nadal zbyt wolny, Chociaż mógłby być dobry na drugą broń, duży damage, dobrze się trzyma, ale całkowicie nie pasuje na pierwszą broń, gdy gra się samemu. Następna była szpada... była ciekawa, ale ta broń kojarzy mi się bardziej ze szlacheckością, a to do mnie nie pasowało. Kolejna ...
- Coś się stało? Zdecydowałeś się? - zignorowałem jego pytanie. Kolejna była katana, Szybka... damage dobry. Chyba znalazłem idealną broń, ale najpierw sprawdziłem jeszcze resztę. Sztylety... również ciekawe, ale to jednak nie to. Następny łuk... wolę walkę w zwarciu. I ostatnia proca... naprawdę... ktoś coś takiego by wziął?
- Wybieram katanę - powiedziałem krótko.
- Potrafisz mówić - brzmiało to jak pochwała. Przy moim boku pojawiła się broń. Wyciągnąłem ją, miała coś w stylu czerwonego blasku... wyczułem w nim coś... Lorcan. Czyli o to chodziło - może byś ją wypróbował?
Uniosłem głowę. Zainteresował mnie.
- Na czym?
- Oczywiście, że na potworach. Niedaleko miasta jest wiele Taotii. Powinny być idealne dla ciebie. Wiesz, tak by przyzwyczaić się do walki.
- Rozumiem. Skorzystam - powiedziałem i odszedłem. Duszek z poprzedniego questu gdzieś zniknął. Przynajmniej nie będzie mi, więcej przeszkadzał. Szedłem w wskazanym kierunku. Nagle odezwał się jakiś chropowaty głos.
- W końcu mam się gdzie schować - rozejrzałem się wokół siebie. Było parę NPC, ale nikt kto mówiłby do mnie - Tu jestem idioto - warknął głos, wydobywający się z ... katany.
- Więc, to ty Lorcan - szepnąłem.
- Tak bravo! W końcu ogarnąłeś - z wszystkich charakterów, jakie mógł mieć mój demon, trafił mi się taki. Westchnąłem, ale nie mam na to wpływu - Ile można robić, gapić się na broń. Powinieneś wiedzieć co chcesz! A nie, że ja muszę czekać, aż wielmożny pan się zdecyduje!
- Skończyłeś? - spytałem. Na chwilę zamilkł.
- Tak, ale jeszcze się odezwę. Chcę krwi, więc rusz swój tyłek i zabij coś - przymknąłem na chwilę oczy i się zatrzymałem. - Czemu stoisz?
- Przyzwyczaj się - powiedziałem.
- Jak chcesz - burknął. Otworzyłem oczy i dopiero wtedy ruszyłem dalej. Parę NPC próbowało do mnie zagadać, ale nie miałem zamiaru z nimi rozmawiać, bo niby co miałbym powiedzieć. W końcu wydostałem się z miasta, musiałem trochę się jeszcze przejść, ale w końcu zauważyłem jakieś stworzenia. To zapewne to. Wyciągnąłem katanę. Zaświeciła bardziej, ścisnąłem rękę. Najpierw nią po prostu machnąłemby wypróbować, a potem ruszyłem na pierwszego stwora. Zaatakowałem pierwszy, nacinając go lekko... za lekko stwór, wkurzył się i zaatakował mnie. Zwinnie tego uniknąłem i wyprowadziłem szybko cios tym razem głębszy i mocniejszy. Padł. Wokół mnie zebrały się kolejne trzy. Szybko oceniłem sytuację i wybrałem taktykę. Pierwszy z nich na mnie ruszył, zrobiłem unik, przy okazji lekko go nacinając. Ruszyłem na drugiego i wbiłem katanę w niego, wzięło mu prawie połowę życia. Odskoczyłem i walczyłem z następnym, cały czas obserwując resztę. W końcu wszystkie padły. To było trudniejsze, niż się spodziewałem, wiedziałem, że gra jest nastawiona na współpracę, ale sądziłem, że nie aż tak, nie miało to jednak znaczenia i tak będę grał sam. Byłem trochę zmęczony, ta gra jest naprawdę realistyczna. Już chowałem katanę do pasa, gdy nagle coś na mnie wskoczyło od tyłu, raniąc moje ramię. Odskoczyłem i wymierzyłem katanę. Chwilę potem leżał martwy. Moje HP zeszło poniżej połowy. A ja czułem ogromny ból. Chwyciłem się za ramię i prawie upadłem. Nie mogłem uwierzyć, że to tylko gra...
- Nie możesz tutaj zostać. Rusz się - doszedł mnie głos Lorcana. Zrobiłem to, co powiedział, mimo ogromnego bólu podniosłem się i zacząłem iść z powrotem w stronę miasta. Bolało, ale jakoś wytrzymywałem. Nagle poczułem, jak ktoś dotyka mojego łokcia.
- Jesteś ranny - spojrzałem na osobę, była to jakaś kobieta - choć ze mną poradzimy coś na twoją ranę - głos NPC, czyli chyba powinienem pójść, zresztą wiele bym oddał by pozbyć się bólu. Zbyt wiele wspomnień z nim związanych... Ten czas, gdy ból był moim najlepszym przyjacielem... Z myśli wyrwało mnie szarpnięcie - No choć, wiem, że boli - poszedłem za nią. Zaprowadziła mnie do jakiegoś domku, a potem opatrzyła. - Lepiej?
- Tak. - poruszałem barkiem. Ból całkowicie zniknął, nie to, co w prawdziwym świecie.
- To dobrze. Jesteś nowy ,może wytłumaczyć ci, jak to wszystko działa? - zaproponowała. Skinąłem głową na to, że się zgadzam. Zaczęła tłumaczyć. Trochę to zajęło. - Rozumiesz? - spytała na koniec.
- Tak.
- W takim razie wybierz swoją pierwszą umiejętność - przez chwilę się nie odzywałem. W końcu jednak zdecydowałem.
- Niech pierwszy będzie do broni - powiedziałem. Kobieta się uśmiechnęła - Będę się już zbierał - powiedziałem i wstałem.
-Jeszcze jednak sprawa, moce od nieśmiertelnego.- szybko powiedziała to samo co było przy, tym gdy go wybierałem, kiwnąłem głową i wyszedłem. To chyba na tyle z tym questem.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Od Tyvsy (Admina)- c.d. Helii

-TYVSA! Robi questa z Yao!- podniosłam leniwie głowę z blatu biurka. Nad mną lewitował znajomy hologram, najbardziej wkurzająca rzecz tego świata... program który sama stworzyłam. "Zrób coś czego jeszcze nikt nie zrobił, hologramowego asystenta!"- mówili-"Będzie fajnie"- taaa, a teraz chce go tylko poszatkować, według niego wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik (wcale go tak nie zaprogramowałam, to nie tak że to moje kody go do tego zmuszają...). Gdzie się podziała moja nierozgarnięta praca? To on mi ją zabrał, nie da nawet na chwilę się lenić!
-Ale, mam jeszcze jakieś pół godziny, daj się jeszcze zdrzemnąć- położyłam policzek na skrzyżowanych rękach i przymrużyłam oczy. Przez uchylone powieki widziałam jak hologram przybiera bardziej regularny kształt i po chwili wygląda jak mój chowaniec z PWO. Stworzenie wskoczyło na moje ramie. Nie znoszę tego uczucia, jak on mnie dotyka. Widzę go ale nie czuję! To jest takie przerażające, normalnie jakbym spotkała jakiegoś ducha!
-Rusz się, albo włączę wszystkie głośniki w tym pokoju i puszczę na nich twoją znienawidzoną muzykę- prześlizgnął się tak abym widziała jego czarne jak węgielki zwierzęce oczy.
-Pogoń do tego Caspa- otworzyłam lekko szerzej oczy i ziewnęłam. Hologram machnął łapką w powietrzu. Przy nim zaczęła lewitować jakaś mapa. Momentalnie wyprostowałam się, aby przyjrzeć się rysunkowi.
-On zajmuje się tym- dopiero teraz rozpoznałam znajome granice wyspy Penglai, skoro Caspian wykańcza główną wyspę to oznacza, że ktoś jest blisko zdobycia 12... a może 13 poziomu? Nie pamiętam na którym przeniosło się na Penglai.
-Jaki jest najwyższy level w grze?- spytałam się programu
-6, 3100 exp- szybko zaczynają to ogarniać, najwyraźniej jeszcze dużo zostało do zrobienia. Podniosłam się ze swojego miejsca i podeszłam do materaca położonego w kącie pokoju. Przy prowizorycznym łóżku leżał dobrze znany mi zestaw MCVR. Uśmiechnęłam się na myśl o tamtym świecie.
Przyglądałam się w skupieniu drodze przed mną, po jej bokach stali rozbójnicy, a ja jak gdyby nigdy nic, siedziałam sobie na jednej z gałęzi drzewa rosnącego dokładnie przy grupce opryszków. Gdzie ten Helia? Ileż można czekać na tych graczy, nie mogą robić questów szybciej? Na trakcie pojawił się jakiś jeździec wyprostowałam się, przygotowując się na znajome przedstawienie. Nie wiem kto wymyślił to abyśmy mieli dobry kontakt z graczami i robili z nimi questy. To jest przecież takie głupie, wystarczyło nas zastąpić jakimś potężnym i inteligentnym NPC. Sama nawet mogłam go zaprogramować.

<Helia? Myśli Tyvsy są, no cóż chaotyczne xD>

Od Ay'i- c.d Nico

Stałam tak starając się aby moja głowa nie wysunęła się zza szalika. Nico nie domyślił się kim jestem. PWO dziękuję ci za to że delikatnie zniekształcasz głos! Autobus miał być dopiero za 7 minut.
-Masz jakieś imię?- spytał się mnie, a ja tylko kiwnęłam głową przecząco- jakaś to tajemnica czy jak?
-Na co ci moje imię?- zmarszczyłam brwi i skuliłam mocniej ręce, było tak cholernie zimno.
-Po prostu nie chciałem żeby ta cisza dalej trwała- powiedział jak najuprzejmiej tylko potrafił, ale widać było że powstrzymywał się od tego aby mnie nie skarcić, że zachowuję się zarozumiale. Resztę oczekiwania spędziliśmy w ciszy. Autobus niemrawo podjechał na przystanek. Weszliśmy do niego. Nico podszedł do automatu z biletami i zaczął coś w nim grzebać. Widać było że obsługiwał go po raz pierwszy.
-Jak to działa?- spytał się mnie, a ja podeszłam do niego i szybkimi kliknięciami kupiłam mu bilet.
-Idiota- powiedziałam. Chłopak wytrzeszczył oczy, po czym ściągnął z mojej głowy czapkę, a potem odwinął szalik.
-Ty jędzo! Tak się zakamuflować!- zaśmiał się i przytulił mnie mocno do siebie- wszystkiego najlepszego!- odsunął mnie od siebie, wyciągnął coś z kieszeni i włożył do moich rąk. Spojrzałam na podarunek. Opakowanie z Aparta... serio? Drożej się nie dało... dobra wiem, że dało.
-Ty to zaplanowałeś czy jak?- uśmiechnął się tylko, a ja uchyliłam wieczko opakowania. Na białym materiale leżał delikatni, złoty wisiorek z maleńkim, czerwonym kamieniem.
-W jakiejś grze był podobny i ci się podobał, więc gdy go zobaczyłem musiałem go kupić-patrzyłam na prezent oczarowana. Był prześliczny. Obiecałam sobie, że będę go już zawsze nosić przy sobie- jak dojedziemy to ci go nałożę- kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam.
-Gdzie najpierw?- spytał się mnie Nico, a ja uśmiechnęłam się, ściągając przy tym czapkę i szalik.
-Do szatni, nie chce mi się z tym łazić, a potem do Empiku
-Ale to na samej górze, a szatnia jest...- przerwałam mu:
-Sam chciałeś wyjść- złapałam go za rękę i pociągnęłam prosto w stronę piętra "-1". Tak właściwie to miałam się wybrać w tym tygodniu do jakiejś galerii handlowej, więc nie robiło mi aż tak strasznej różnicy to czy teraz grałam, czy spędzałam czas w prawdziwym świecie.

<Panie Nico? W końcu się w miarę ogarnęłam ,-,>

Od Helii

Czuję chłód na policzku i nadal zamroczony snem, przewracam się by go nie czuć. Ktoś się śmieje.
- Adam. Wstawaj. Musisz iść do szkoły -mówi Felicia. Jej charakterystyczny łagodny ton jest naglący. Udaję, że nie słyszę.
- Adam! Spóźnisz się.
Gdy znowu nie reaguję, tylko wzdycha i wychodzi z mojego pokoju. Otwieram powoli oczy i patrzę na godzinę na budziku. Za godzinę zaczynają mi się lekcje. Wiem, że muszę na nie iść, ale nie czuję się najlepiej. Koszmar nocy nadal tkwi mi w pamięci. Staram się go wymazać z pamięci, ale wiem, że to bezcelowe. To jest jak choroba. Możemy ją leczyć, zapobiegać jej, ale przez kilka kropel deszczu przeziębimy się i znowu powróci. Z westchnięniem wstaję z łóżka.
- Panie, czy jesteś pewien, że to dobry pomysł? Walki na arenie zawsze są niebezpieczne -Horacy próbuje mnie przekonać do zmiany zdania. Ciągnie mnie za rękaw, patrzy na mnie z błaganiem.- A jeśli coś się panu stanie?
- Uspokój się. Nic mi się nie stanie. Te walki są zarządzane z góry. Wszystko będzie dobrze -uspakajam go. Minę ma nadal niepewną, ale nie protestuje. Czasami tylko jego plazma faluje. Może z niepokoju, nie wiem. Przed nami wyrasta nagle wielki budynek. Jest zrobiony z mahoniowego drewna. Krawędzie dachu są zagięte do góry. Delikatny wygląd zewnętrzny nie mówi nic o tym, co dzieje się w środku. Gdy wchodzimy do środka, czuję zapach potu i palonego kadzidła. Otacza mnie gorąco i słyszę odgłosy walki; szczęk noży, niesynchroniczne sapanie i przekleństwa. Zacieram dłonie.
- No to czas na walkę -mówię. Horacy wzdryga się.
Pierwsza walka z Yao była prosta. Gracz jest silny i wysoki, ale strasznie napuszony i pewny siebie. Na dodatek wolno się porusza. Ja z moimi nożami jestem szybszy i zwinniejszy. Po kilku stychach w podbrzusze, Yao kończy walkę z furią na twarzy. Oblewa mnie ciepło. Wygrałem!
- Ej, ty! -krzyczy na mnie Yao. Łypie na mnie zielonym okiem spod jasnej grzywki.
- Słucham? -Uśmiecham się. To go jeszcze bardziej wkurza.
- Żądam rewanżu! -wydziera się, plując na mnie swoją śliną. Ocierają ją z twarzy z obrzydzeniem.
- A jeśli się nie zgodzę? -pytam, czując narastającą we mnie złość.
- Zgodzisz się -Ukazuję śnieżnobiałe uzębienie, które równie dobrze mogłoby być czarne i szczerbate, bo wywołuje u mnie odruch wymiotny. Ale Yao ma rację. Przyjmuję zakład.

<cd. Tyvsa lub Caspian, wiecie co robić>

Od Megan- Pierwszy quest

Zima tego roku była naprawdę piękna. Nareszcie spadł śnieg, a widok małych, roześmianych dzieci próbujących złapać na język trochę białego puchu, lepiących bałwana czy ciągniętych na sankach przez rodziców, był naprawdę uroczy. Zakutana od góry do dołu w szale i inne takie tam, wracałam właśnie ze szkoły z Alex. Była w porządku, lubiłam ją. Często się uśmiechała i jeździła konno. Nigdy nie rozumiałam tego fenomenu "bycia koniarzem", ale wolalam nie dyskutować na ten temat. Jest sympatyczną brunetką, nosi okulary i uwielbia czytać książki. Co prawda były to romansidła o wampirach (boże widzisz i nie grzmisz!), no ale zawsze coś. Kiedyś jeszcze ją nauczę co to prawdziwa literatura.
-Co się tak głupio szczerzysz?-odparła, patrząc się na mnie. Widać, że była rozbawiona- Aż tak się cieszysz, że śnieg pada, hmm..?
-Nieee.. to znaczy lubię go, ale nie oto chodzi-uśmiechnęłam się, jej bezpośredniość czasami poprawiała humor. Wyrwana po części ze swoich rozmyślań, skupiłam na niej wzrok- No wiesz dostałam od rodziców tą nową grę i dziś nareszcie będę mogła w nią zagrać! - zacisnęłam pięść w geście zwycięstwa. Tyle o niej słyszałam, podobno pracował przy niej zespół ok.100 grafików! Ale oczywiście "nie ma to jak godzinna kartkóweczka z powtórzenia materiału z zeszłego roku...prawda dzieci?"tiaaa.... ubóstwiam wprost naszych nauczycieli. Słowem musiałam się uczyć do fizyki i matmy, zamiast w spokoju pograć w to cudeńko.- Nawet nie wiesz jak wkurza gdy masz na wyciągnięcie ręki coś co bardzo chcesz, ale nie masz czasu nawet na to spojrzeć.
-Nerd -odparła Alex wzdychając ciężko-ty to chyba tylko bez przerwy grasz
-Ej nieprawda-oburzyłam się- Po prostu lubię gry.-dlaczego każdy myśli tak samo?-Dobra, żebyś mi tam nie zamarzła. Cześć, do juta
-Pa-zawsze rozstawałam się z Alex w tym samym miejscu. Pożegnała mnie uśmiechem, a ja ucieszyłam się z tego, że mogę pochodzić chwilę w milczeniu, poobserwować krajobraz i porozmyślać.
Czasami takie chwile są potrzebne.
Wpadłam do domu jak wichura. Zdjęłam buty, kurtkę i razem z moim granatowym plecakiem poleciałam do mojego pokoju. Rodziców jeszcze nie było, cóż otworzą sobie drzwi sami. Przebrałam się w jakieś domowe ciuchy i spojrzałam na zegar-16:38, super mam trochę czasu na granie. Zaczęłam rozpracowywać pudło. Przypomniał mi się rok 2015 kiedy miałam 10 lat i zaczynałam swoją prawdziwą przygodę z grami. Jakąż wtedy furorę robiły "The Sims 4"! Nie mogłam nie parsknąć śmiechem. Chyba nadal gdzieś mam tę płytę. Czytałam, że jeśli ta gra odniesie sukces, autorzy chcą stworzyć nową wersię Sims'ów na MCVR dla najmłodszych. Ponownie na moją twarz wkradł się uśmiech. Poczekam chwilę gdy już nie będzie tak szalenie droga i może wtedy ją kupię. Chociażby z czystej ciekawości no i chyba sentymentu. Gdy już wszystko rozpakowałam, wstałam od biurka i podeszłam do łóżka. Założyłam sprzęt na nogi i ręce. Wsunęłam płytkę do otworu i włożyłam kask na głowę. Nareszcie! Wybrałam opcję "graj". O f**k nie położyłam się. Ehh.... czy tylko mnie się to przytrafia? Wystraszyłam się, a co jeśli wpadnę na coś głową i zepsuje sprzęt, umrę, oślepnę, albo ogłuchnę!? Może zostanę sparaliżowana i będe warzywkiem?! Dobra producenci raczej powinni przewidzieć takich cudownych ogarów jak ja i jakoś to zabezpieczyć, chyba zbyt panikuję. Poraziło mnie rażąco białe światło, odruchowo zamknęłam oczy. Mam nadzieję, że spadnę chociaż na łóżko.
Przyznam, że kreator postaci mi się spodobał. Znajdowałam się w pokoju z lustrem w rogu (no i nie gadajcie, że nie kojarzy się Wam to z Sims'ami!). Nie czułam wogóle tego, że leżę obolała, gdzieś na podłodze. Chyba, że po prostu szczęśliwym trafem upadłam na łóżko. Co prawda sterowanie wzrokiem nie było najłatwiejsze i czasami odruchowo próbowałam klikać coś ręką (zdaje sobie sprawę jak beznadziejnie to musiało wyglądać), ale po chwili już mniej więcej ogarniałam co i jak. Ubrałam moją postać skromnie, jak stylizowane dziecko jakichś chłopów z XVIIIw. Lniana bluzka i spodnie w nieco ciemniejszym kolorze. Gdyby nie moje niebieskawe włosy, inne osoby mogłyby mnie nie wziąć za graczkę. Spojrzałam na spis nieśmiertelnych. Hmm... wzięłam Han'a Xiangzi, chociaż przyznam, że wybór Gao Guojiu był kuszący. Cóż-nie ma ryzyka, nie ma zabawy. Okey możemy zaczynać.
Respawnowałam się w mieście o nazwie Yono. Było cudownie. Miasteczko było śliczne, ta....realność. Dotknęłam jednej ze ścian budynku, jakbym dotykała prawdziwego, chłodnego drewna. Wylądowałam na jakimś ryneczku. Oszołomiła mnie gama barw, czułam zapach jedzenia. Jak? Po drodze niektórzy panowie uchylali mi kapelusza, a ja odpowiadałam im skinienem głowy. Kilka razy zaczepiłam ludzi, żeby ich się o coś spytać. O jakies bzdety: która godzina, gdzie można dobrze zjeść itd. Oczywiście były wady i gdzieś ich kompetencja się kończyła, ale muszę przyznać, że dawali całkiem realne i sensowne odpowiedzi. Do tej pory nie spotkałam żadnego innego gracza. Gdy dotarłam na obrzeża Yono, usłyszałam dziwny krzyk.., bardziej jęk. Ruszyłam w kierunku jego źródła. Na ziemi znajdowała się, sięgająca mi do kolan klatka, zamykana ozdobną, dużą kłódką. W środku siedział maleńki niebieski duszek. Roztaczał niewidzianą przeze mnie nigdy granatową łunę. Jego głowa wyglądała jak płomyczek. Nie miał twarzy tylko dwie małe jasnoniebieskie plamki, które były chyba jego oczami. Ewidentny brak ust i nosa.
-Wybawiciel!-powiedział duszek. Miał miękki ton głosu. Brzmiał jak spokojny, rozmazany, melodyjny, ale głośny szept.-Proszę uratuj mnie, oni chcą mi zrobić krzywdę-nie mówił szybko, ale dało się wyczuć w jego głosie napięcie.
-Jacy oni?-spytałam. Nagle wyskoczyło mi okienko z pytaniem czy chcę przyjąć quest. Wybrałam opcję tak.
-Klucz wisi na drzewie-obróciłam się i rzeczywiście ujrzałam duży, mosiężny klucz na jednej z gałęzi- Proszę musisz mi pomóc!!- duszek nalegał
-Dobrze, spokojnie pomogę Ci-uśmiechnęłam się, siląc się, aby mój głos nie brzmiał na podekscytowany. Pierwszy quest! Ruszyłam w kierunku drzewka, którego gatunku nie mogłam rozpoznać. Zaczęłam powoli się na nie wspinać zaczynając od niższych gałęzi. W końcu dosięgłam klucza i włożyłam go do buta. Innej kryjówki czy kieszeni nie miałam. Gdy zeszłam już bezpiecznie na ziemię. Podeszłam do klatki i otworzyłam ją.
-Ach!-duszek wyleciał i wykonał wesoły taniec. Patrzyłam na to z rozbawieniem. Gdy skończył, zwrócił się do mnie- Dziękuje! W podzięce ofiaruję tobie moje usługi jako przewodnik po Yono
-Jasne, prowadź.-popatrzyłam przyjaźnie na ducha. Ruszyliśmy w stronę miasta.

sobota, 16 stycznia 2016

Od Moiry- c d. Nico

-Ojej... chyba muszę dobrać kartę- powiedziałam. Chwila praktyki i tutaj też będę wszystko rozumiała. Zdarza się, ale to gra. Cztery kart... sięgnęłam ręką do talii i wzięłam pierwszą z góry. Czy w tej grze są jakieś karty niemagiczne? Na moją twarz wpłynął wyraz oszołomienia.

-Nie, nie mogłam się pomylić... Przecież to było takie oczywiste. Mam dobrać cztery karty?! Jak to cztery? Nie, nie to się nie dzieje naprawdę!- Helia i Ronnie patrzyli na mnie z zaskoczeniem, a Ay'a i Nico śmiali się, a raczej starali się zdławić chichot. Ja sama ciężko oddychałam, i czułam, że zaczynają płonąć mi policzki. Sama starałam się wykrzywić twarz w grymasie gniewu, i mimo, że mi się nie udało musiało to jeszcze wzmocnić efekt. Obrzuciłam jeszcze parę pełnym agresji spojrzeniem, chociaż jestem prawie pewna, że moje oczy dalej wskazywały na zupełne nie zainteresowanie sytuacją. Dopełniając akt wyimaginowanej furii podniosłam pusty już kubek i trzasnęłam nim o ścianę. W tej chwili i blondyn i białowłosa wybuchnęli śmiechem. Wtedy nagle zmieniłam wyraz twarzy na zupełnie obojętny.

-Jeżeli chcecie mnie wkręcić, nie dajcie wykorzystać przeciwko sobie własnego żartu. Jestem praktycznie wypłukana z emocji, więc nie spodziewajcie się po mnie takich wybuchów. Sztuka aktorska się przydaje, ale dar trzeba umieć wykorzystać- obróciłam kartę i na płaskim stosiku położyłam dwójkę pik. Nagle przestali się śmiać i co chwilę patrzyli to na mnie, to na położoną przed chwilą kartę. Stałam z wyrazem wyższości na twarzy. 
-Sprawdźcie te karty, chyba wszystkie są "magiczne". Teraz pozwólcie, że was opuszczę, czas wykonać jakiegoś questa- powiedziałam zacierając dłonie. Przeskoczyłam przez oparcie kanapy i ruszyłam szybko przed siebie czując na sobie ich spojrzenia. Otworzyłam drzwi na oścież, i z pełną satysfakcją wyszłam słysząc za sobą trzask drewna odbijającego się od framugi. Jedyne co we mnie siedzi do nazbyt duże pokłady ekscytacji, a uwalniają się one dopiero wtedy, gdy kogoś pokonam. Szłam szybko przed Siebie starając się nie zwracać zbytnio uwagi. Rzadko się zdarzało, abym była "radosna" i właśnie w tym momencie tak się czułam. Westchnęłam głęboko i wciągnęłam do nosa chłodne i rześkie powietrze.
-O witaj panienko! Pewnie widziałaś już wiele kramów, ale tylko u mnie niskie ceny! I broń! Niesamowita, lepsza niż gdziekolwiek indziej!- początkowo chciałam po prostu odejść, jednak przypomniałam sobie coś. Widziałam chyba dwójkę graczy, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji... Może to jest quest. Podeszłam powoli do walącego się stoiska. Widziałam t owoce, wodę i ciasta, jednak zdecydowanie bardziej zainteresowała mnie broń. W grze o dotyczącej walki na pewno przydaje się raczej przydaje się coś czym można ewentualnie walczyć. Przyjrzałam się dokładniej. Preferowałam raczej broń długodystansową, z resztą długo ćwiczyłam i celowanie w grze, pewnie nie będzie mi sprawiało problemu. Kusza i łuk. Z tego co widzę łuk ma dłuższy dystans, a ja nie mam niestety wglądu do pozostałych "statystyk". W końcu zawiesiłam spojrzenia na łuku, i powoli pogładziłam go dłonią.
-Jak dla aktywnego gracza, ten łuk jest za słaby, polecam...
-Gram pierwszy raz...
-Naprawdę? Nie wygląda panienka. No, ale mam taką zasadę, że każdego nowego witam prezentem. Na marginesie powiem, że to pomaga w późniejszym robieniu intresów. Jeżeli skłania sie pani ku łukowi, mogę go paniencie podarować- powiedział mrugając. Przez moją twarz przeszedł wyraz powątpiewania.-O, i strzały nigdy sie nie kończą. Kołczan w gratisie, a ostre strzały, już nigdy go nie opuszczą.- siwawy mężczyzna przechylił się w moim kierunku, nie zwracając uwagi na to, że na ulicy nie było prawie nikogo, kto mógłby podsłuchiwać tą rozmowę, z resztą jaką ktoś miałby z tego korzyść?- Mogłabyś wystrzelać kilka Taotii, niby pod pretekstem testowania broni, ale jednak dla dobra publicznego. Nawet nie wiesz jak bardzo te stworzenia potrafią być irytujące!- powiedział, po czym wcisnął mi do rąk łuk wraz z pełnym kołczanem.
-Pan pozwoli, że odpuszczę sobie te Taotie, i po prostu się ulotnię.
-Tak, też można drogie dziecko...- powiedział jakby z żalem spoglądając za mną. Postanowiłam biec przed siebie. Kosmyki krótkich włosów latały na wietrze, od czasu do czasu przysłaniając mi widok. Po jakiejś chwili znalazłam sie w lesie. Nie zaniepokoiłam sie zbytnio, ponieważ wystarczyłoby otworzyć mapę i teleportować się w innym miejscu. Między drzewami znajdowała sie postać, zbierająca jakieś kwiaty na małej polanie. Po krókiej chwili podniosła wzrok znad wiązanek i przypatrzyła się mi. Niedługo później wstała i zawołała mnie po nick'u. Byłam pewna, że jest to fragment questa. Podeszłam do niej powoli. Kobieta miała długie rozpuszczone włosy, spływające falami, aż do jej kolan, zakrytych lśniąco białą szatą ze szpiczastym kapturem.
-Witaj, wytrwały wędrowcze! Czas już poznać swój potencjał. Czy zechcesz przejść się ze mną do mej chaty i porozmawiać?- przytaknęłam, a kobieta złapała mojego awatara za rękę i pociągnęła przed siebie. Po drodzę dowiedziałam się, że nazywa się ona Lili, i jest swego rodzaju mentorką początkujących graczy, pokazując im jakie umiejętności mogą wybrać. Droga dość mi sie dłużyła. Biegłyśmy przez las, co rusz mogłam zaobserwować zwierzęta, lub przedziwne rośliny, o wielobarwnych liściach, wielkości, tych, które należą do bananowców. Wreszcie dotarłyśmy do domku. Aktualnie siedziałam przy stole rozglądając się dookoła. Chatka przypominała tolkienowską norę hobbita. Wszystko było czyste i bogato zdobione, jednak miało w sobie ten klimat, mówiący o tym, że znajduję się w grze. Spojrzałam na licznik i zdziwiłam sie, stwierdzając fakt, że znajduję sie tutaj już od pięcu godzin. Pominęłam jednak ten fakt, bo rzeczy o których opowiadała mi Lili, mogły mi sie naprawdę przydać w rozgrywce. Okazało się, że wybrany przeze mnie niesmiertelny, nie był tylko kolejnym nie istotynym fragmentem formularza. Dzięki wybraniu Zhanga Guolao, mogłam min. stawać sie nietoperzem. Okazało się, że postać jest swego rodzaju przewodnikiem po grze, bo po raz setny zaczęła powtarzać te same komunikaty, które wyłączyłam na początku gry. Ze wściekłością wyszłam z chaty. Okazał sie, że tak jak podejrzewałam,był to fragment drugiego questa. Dostałam powiadomienie o tym, że właśnie go przeszłam.

<Pisanie o pierwszej w nocy mi nie służy, ale cóż. Co nagle to po diable... Ay'a? Helia? Ronnie? Nico? Może zacznijcie pisać od tego mmentu jak Moira wyszła z karczmy? [takie sugestie]. Przepraszam za błędy. Zmęczenie i dysortografia to mieszanka wybuchowa...>

piątek, 15 stycznia 2016

Od Rother'a

- Niedosłyszałam jakie nazwisko?
- Nikielski Alan - powiedziałem tym razem nieco głośniej.
- Dokument poproszę - wyciągnąłem z portfela i podałem.
Starsza kobieta spojrzała na mnie, włosy miała spięte w staranny kok. Jej brązowe oczy wydawały się świdrować mnie na wylot, dodatkowo jakby mnie oceniała. Czułem się skrępowany, więc spuściłem wzrok. Westchnęła tylko i wstała z krzesła. Jej kroki się oddaliłyby, po chwili znów się zbliżyła.
- Paczka dla pana. Proszę jeszcze to podpisać. - podała mi jakiś papier. Szybko zrobiłem parafkę, a kobieta podała mi paczkę. Wziąłem ją i wyszedłem. Zrobiłem błąd, że jednak nie zamówiłem tego do domu. Dzień był zimowy, więc bardziej zakryłem się szalikiem i nałożyłem kaptur. W pierwszej chwili miałem zamiar skierować się na przystanek autobusowy, ale biorąc pod uwagę, że zapewne będzie tam dość dużo ludzi, postanowiłem się jednak przespacerować. Może i trochę to zajmie, ale to, co znajduje się w pudełku, zapewne sprawi, że w najbliższym czasie nie będę musiał oglądać tego świata, więc mogę się przejść. Nałożyłem słuchawki i włączyłem jakąś playlistę, nastawiając ją tak głośno by nie słyszeć niczego więcej. Szedłem chodnikiem ze wzrokiem utkwionym w ziemię, wszystko było zagłuszane przez muzykę. Nagle poczułem jakieś uderzenie po prawej stronie i lekko mnie odepchnęło. Uniosłem wzrok, parę kroków przede mną był jakiś chłopak mniej więcej w moim wieku, ale niższy ode mnie. Wydawał się lekko poirytowany i rozmasowywał bok. Najwidoczniej się zderzyliśmy. Jego usta się otwarły i coś powiedział, nie usłyszałem tego oczywiście, ale z ruchu ust można było stwierdzić, że brzmiało to jakiś tak "Uważaj, jak łazisz..." druga część była zapewne jakiś obraźliwym słowem. Nie zważając na niego, po prostu ruszyłem dalej, wymijając go.
Włożyłem klucze do zamka i przekręciłem. W pierwszej chwili nie chciały mi ustąpić, ale lekko je popchnąłem i się otworzyły. Przywitała mnie oczywiście ciemność i pustka okna były zasłonięte jak zwykle. Położyłem paczkę na stole, wcześniej oczywiście zapalając światło i przez chwilę po prostu na nią patrzyłem. W końcu to mam. Sięgnąłem do szafki i wyciągnąłem nóż. Delikatnie rozciąłem i otworzyłem paczkę. Na pierwszy rzut oka był sam styropian. Wyciągnąłem go... a tu nic. Serce w momencie zaczęło mi szybciej bić. Co to miało znaczyć? Przerzuciłem jeszcze raz wszystkie styropiany, ale nic nie zmalałem. Z wrażenia usiadłem na krześle, nie mogłem uwierzyć, że nie dość, że tyle czekałem to gdy w końcu miałem to mieć, dostałem pusty karton.
Wdech i wydech.
Wyciągnąłem telefon i wyszukałem numer w internecie numer, by zadzwonić i to wyjaśnić. Już miałem wybrać numer, ale wtedy coś zwróciło moją uwagę. Patrzyłem na karton z ukosu i widać było, że powinien być głębszy niż to, co widziałem. Odłożyłem telefon i otworzyłem to, co wcześniej uważałem za spód paczki... pod nim jak się okazał był jeszcze jeden kawałek styropianu, a gdy go wyciągnąłem... w końcu wyczekiwana gra. Penglai World Online. Odetchnąłem. Teraz w końcu mogę zabrać się za grę. Już podszedłem do kanapy i wyciągnąłem cały sprzęt Max Control Virtual Reality, gdy poczułem, że jestem głodny. Zasiadanie do gry o pustym żołądku chyba nie byłoby najmądrzejsze. Nie miałem wyjścia, podszedłem do lodówki... jedyne co znalazłem to sucharki.... zapewne będę musiał zrobić jakieś zakupy, ale to nie teraz. Wziąłem co miałem i szybko zjadłem. W końcu byłem gotowy. Wróciłem na kanapę, nałożyłem hełm i pierścionki, a potem włączyłem urządzenie. Pojawiła mi się przed wzrokiem ikona ładowania, a potem wszedłem do menu.
Pojawiłem się w mieście. Rozejrzałem się, mimo iż wiedziałem, że będzie to realistyczne do końca chyba nie zdawałem sobie sprawy, że tak bardzo. Zrobiłem sobie avatar, który jak najbardziej miał być moim przeciwieństwem. Login dałem sobie ten, co zwykle. Jakoś dobrze mi się z nim grało i przyzwyczaiłem się do niego. Miałem jedynie problem z wybraniem imienia dla demona, ostatecznie wybrałem Lorcan. Przed oczami pojawiło mi się okienko z questem. Przyjąłem je, co znaczyło tyle, że muszę pozwiedzać. Nie było to może coś fascynującego, ale jeśli chce osiągnąć swój cel, muszę zacząć od tego. Miasto było dość duże. Moja świadomość, że jest to tylko gra, z każdą chwilą malała, co nie było zbyt dobre. Z każdą chwilą czułem się coraz bardziej przytłoczony jak w prawdziwym świecie. Musiałem z tym jakoś walczyć, ale to nie będzie proste. Stanąłem na chwilę w miejscu, by odetchnąć. Uspokoiłem się i ruszyłem w dalsze zwiedzanie.
Zobaczyłem chyba wszystkie miejsca i nadal nic. Szedłem właśnie jakąś poboczną drogą, gdy usłyszałem jakieś krzyki. Stanąłem w miejscu i nasłuchiwałem, ktoś krzyczał i nie robił sobie ani chwili przerwy. Właściwie to niezbyt mnie to interesowało i chciałem iść dalej, ale biorąc pod uwagę, że głos 100% należał do NPC mógł być to quest. Krzyki oddaliły mnie od miasta, Znalazłem się na jakiejś polanie, chociaż może nie do końca, bo było parę drzew i to wysokich.
- Pomocy ! - nadal ten ktoś krzyczał. Przeszukałem teren wzrokiem i znalazłem chyba tego biedaka, co tak krzyczy. Niedaleko najwyższego z drzew stała jakaś klatka, wielkością była podobna do tych dla dużych psów. Podszedłem bliżej by się temu przyjrzeć. W środku stało jakieś stworzenie coś w stylu duszka. Był on mały i biało niebieski. Niektóre części jego ciała wydawały się prześwitywać inne zaś były całkowicie widoczne. Mimo to wydawało się bardzo realistyczne.
- Pomóż mi - poprosił duszek już nie krzycząc - Tam na drzewie jest klucz - wskazał na jedną z najwyższych gałęzi- Błagam... pomóż mi. Nie chcę tutaj dłużej siedzieć. Boję się - kontynuował swoją mowę. Skinąłem tylko głową i ruszyłem we wskazanym kierunku. Zacząłem wspinać się na drzewo, wspomagacze w grze sprawiły, że było to proste, chociaż i tak w jednym momencie prawie spadłem, udało mi się jednak podtrzymać i jakoś się uratowałem. Musiałem wejść prawie na sam czubek. Potem po dość cienkiej (szerokość mojej stopy plus jakieś 3 centymetry) gałęzi musiałem przejść na środek i dopiero tam z jednej z wyrastających gałązek był klucz. Sięgnąłem po niego i w tym momencie się ślizgnąłem, nagle nie czułem nic pod nogami, zacząłem spadać, ale w ostatniej chwili chwyciłem się gałęzi, która ani drgnęła. Klucz jakimś cudem utrzymałem, w pewnym sensie byłem w sytuacji beznadziejnej, nigdy jakoś specjalnie nie trenowałem i... ale przecież to jest gra (zbyt często o tym zapominam). Spróbowałem się dźwignąć rękami i o dziwo mi się udało, potem już z łatwością zszedłem z drzewa. Od razu podszedłem do klatki i ją otworzyłem. Duszek zaczął skakać i latać wokół mnie.
- Wreszcie wolny! Dziękuje ci - w końcu się zatrzymał i uśmiechnął do mnie. Wyglądał przy tym jak przeciętny 5- cio latek. - Teraz w zamian za to, że mnie uratowałeś, oprowadzę cię po mieście! - zaczął iść znowu w kierunku miasta, co zapewne znaczyło, że to dalej quest i nie mam wyboru ruszyłem, więc za nim...

Od Nico- c.d Moiry

Cały czas powstrzymywałem się od uśmiechu, dała się złapać! Udało nam się, moja mina wciąż była nie wzruszona, wręcz zdenerwowana. W swojej ręce trzymałem dwie 2 i jedną 3. Lepszych kart nie mogłem mieć.
"Tylko się nie zdradź"- odczytałem wiadomość od Ay'i. Nie wiedzieć czemu nikt nie zwracał uwagi na to iż pisała pod stołem wiadomości. Przed grą zaproponowała mi abyśmy gdy któreś z nas dostanie dobre karty, ma zgrywać że dostał złe. Wypadło na mnie. Takie życie, może i aktorem najlepszym nie jestem ale teraz na prawdę wychodziło mi to dobrze, gdybym tylko mógł się uśmiechnąć... W końcu była moja kolej na położenie karty, spojrzałem na nią niepewnie. Na jej spodzie leżała 5 karo. Spojrzałem na moje karty, jedna 2 i 3 były wino, a 2 dwójka była... karo! Położyłem ją szybko na stosik, a zaraz za nią kolejną 2. Na moją twarz wpełznął uśmiech triumfu.

<Ci co zawsze? Sorki, że krótkie ale nie chciałem tego dłużej blokować ;/>

środa, 13 stycznia 2016

Od Moiry- c.d. Helii

Po pewnym czasie też postanowiłam dołączyć do graczy. Siedzenie samotnie w grze nie ma przecież sensu, robię to i w prawdziwym życiu. Wstałam i razem z kubkiem ciepłej herbaty stanęłam obok stolika przy którym rozgrywała się gra.
-Ja też zagram- powiedziałam beznamiętnie w głowie szukając miejsca, na którym mogłabym usiąść. Lekko zdziwiony Helia spojrzał na mnie z zaskoczoną miną, ale po chwili z uśmiechem poklepał miejsce obok siebie. Siedziałam też koło Ay'i. Chwilę przyglądałam się jak grają. Nie zdążyłam nawet raz rzucić, kiedy grę wygrała graczka o nick'u "Ronnie".
-Może zmienimy grę na karty?- spytał Nico
-Jestem za!- krzyknęła Ay'ia. Po chwili na stole znalazła się talia ze zwykłymi kartami. Cztery kolory, pięćdziesiąt dwie karty.
-W co gramy?- spytał Helia z zainteresowaniem przyglądając się powszechnemu podnieceniu na twarzach innych.
-W makao? Na trzy karty?- spytałam po raz pierwszy odzywając się w towarzystwie. Mój głos brzmiał wyniośle. Reszta skinęła głowami. Okazało się, że dostałam trzy damy, więc moja rozgrywka ograniczyła się do wyłożenia wszystkich kart w pierwszym ruchu.
-Dobijamy ją!- krzyknęła Ronnie zadziornie.
-Nie uda wam się... Helia nie ma walecznych kart, tylko jednego Jokera, za to Ay'a ma czwórkę. Ty Ronnie masz karty waleczne, wydaje m się, że króla i trójkę, za to Nico... ma tylko zwykłe karty.
-Ej, nie podglądaj!- wykrzyknął Helia teatralnie się ode mnie odsuwając i przyciskając karty do piersi.
-Nie musiałam podglądać. To po was widać. Helia kiedy przeglądałeś karty przy pierwszych dwóch byłeś jakby zawiedziony, jednak kiedy zobaczyłeś trzecią miałam wrażenie, że zaraz krzykniesz czując wygraną. Ronnie "zaatakowała" pierwsza więc ma waleczne karty, i będzie jej łatwo kogoś dobić. Ay'a cieszyłaś się kiedy Helia wystawił przeciwko mnie czwórkę, ale widziałaś, że ją zablokowałam, a Nico od początku siedział cicho i ze zdenerwowaniem patrzył na "magiczne" karty, które wystawiacie. To oznacza, że ma zwykłe karty. Bardzo łatwo was przejrzeć.

<Ronnie? Nico? Helia? [tak wiem marysuizm rośnie jak na drożdżach...]>


Nico rezerwuje

wtorek, 12 stycznia 2016

Od Nico- c.d Ay'i

Zamglonym wzrokiem patrzyłem jak dziewczyna się dematerializuje. Powoli wysunąłem menu gry, odszukałem przycisk "wyloguj" i z wahaniem położyłem na nim ręką. W prawdziwym świecie czeka mnie niezły ochrzan od... a nie rodzice w pracy. Poczułem znajome uczucie wracania czucia w normalnym ciele.
-Gdzie idziesz?- usłyszałem głos rodzinnej kucharki. Odwróciłem się w jej stronę, zapinając przy tym kurtkę.
-Na spacer
-Zła odpowiedź, powinieneś iść do szkoły- uśmiechnąłem się do niej kpiąco
-A ty powinnaś siedzieć przy garach i nie masz prawa mówić do mnie na ty! Nie za to ci płacimy!- kobieta tylko spojrzała na mnie z politowaniem i ruszyła w głąb domu. Wyszedłem na dwór. Odruchowo ruszyłem w stronę garażu, a potem spostrzegłem że nie stoi przed nim znajomy samochód. No tak muszę jechać autobusem. Tylko jak dojechać stąd do centrum? Ruszyłem w stronę przystanku. Może uda mi się zorientować gdy spojrzę na rozkład jazdy. Po około 10 minutach marszu, przez zimny dwór dotarłem do miejsca gdzie zatrzymują się autobusy. Na przystanku stała już jakaś inna dziewczyna. Była szczelnie owinięta grubą warstwą ubrań.
-Wiesz może jak dojechać stąd do Galaxy?- dziewczyna podniosła nieznacznie głowę, aby na mnie spojrzeć. Spod czapki wystawały jej tylko oczy i kawałek czoła, które zmarszczyło się jakby w uśmiechu.
-Też tam jadę, więc cię zaprowadzę. Dopiero co się tu przeprowadziłeś?- spytała, jej głos zdawał mi się znajomy. Podszedłem do niej trochę bliżej, mając nadzieję, że dojrzę jej twarz. Nic z tego, szalik i czapka zasłaniały jej wszystko poza oczami.
-Nie, mieszkam tu już 4 rok- kiwnęła tylko głową, na znak że usłyszała.

<Aya? Nindżo, jak tam się ciśnie ze mnie beke, pod tą wełną? xD>

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Od Ronnie - c.d. Nico

-Jest już 12, nie wracasz do normalnego świata?- spytał się mnie Niko. Zastanowiłam się chwilę. Do prawdziwego świata kompletnie nie miałam zamiaru wracać. Tutaj było mi dobrze... Może trochę poeksploruje? Albo poszperam po różnych forach dotyczących PWO? Się zobaczy. 
- Na razie nie. - odpowiedziałam szybko.
- Okej. Ja pójdę spać, ale w tym świecie. Chcę zobaczyć, czy mój plan zadziała. - wyjaśnił i posłał mi tajemniczy uśmiech. Uniosłam brwi.
- Ee, nie wnikam w ciebie i twoje dziwne pomysły. W każdym bądź razie, miłego eksperymentowania! - powiedziałam. Nico tylko się do mnie wyszczerzył i ruszył w kierunku schodów. Dopóki jego postać nie zniknęła za rogiem, przyglądałam się mu. Coś tak czuję, że go polubiłam. Po dłuższym rozmyślaniu zdecydowałam się zagrać w grę. W grze. Usiadłam przy jednym ze stolików, zamówiłam u NPC'ta kawę i zaczęłam zręcznie przesuwać klocki w tetrisie. Po około godzinie przestawiłam się na warcaby. Jedna z partyjek zajęła mi całe 40 min. Gdy tylko ją wygrałam, byłam tak znużona, że aż zasnęłam na krześle.


Coś mnie obudziło. Nie miałam zielonego pojęcia co, ale przeczucie mówiło mi, że to coś złego. Spróbowałam stać się niewidzialna. Wystarczyło, żebym tylko to sobie pomyślała, a po chwili całe moje ciało znikło. Czułam się dziwnie, nie mogąc spojrzeć na swoje dłonie. Nagle usłyszałam dość głośny szloch dochodzący z górnego piętra. Momentalnie skierowałam się w stronę schodów. Gdy przyłożyłam głowę do pierwszych drzwi z lewej, usłyszałam cichy, zrozpaczony głos Ayi:
-Ja... ja mam astmę i grzybicę płuc. Ja umrę... - zamarłam. Że co kurwa? Ona.. nie, nie może. Czemu ona? Czemu nie jakichś kompletnie obcy mi człowiek?
- Chodź spać - szepnął do niej Nico. Po dłuższej chwili dodał: - Kocham cię, Natalia. - Tego było dla mnie za wiele. Z szybko bijącym sercem wróciłam na parter. Położyłam się na skórzanej kanapie. Próbowałam zapomnieć to, co właśnie podsłuchałam. Wiedziałam, że zdecydowanie nie powinnam tego wiedzieć...

Od Ay'i- c.d. Nico

Nico zachowywał się wręcz jak dziecko. Na przymus starał się mnie podnieść na duchu, a ja tylko wygrzebywałam coraz to nowsze problemy. Teraz wymyślił sobie, że zrobi mi imprezę urodzinową, no po prostu cudownie!
-Nie, wolę siedzieć w grze- odpowiedziałam szczerze
-Słuchaj, znam kupę hakerów, albo zrobisz to po dobroci, albo wydrę siłą twój adres i powiem twojej mamie, że nie chcesz stąd wyjść
-Nie będziesz mi groził! No dobrze, jak ci tak zależy to spotkajmy się w Centrum Handlowym Galaxy- skrzyżowałam ręce na piersi i usiadłam na rogu łóżka
-To za dwie godziny? Wyrobisz się?- parsknęłam śmiechem, jak mam się niby nie wyrobić, autobusem to jakieś pół godzinny drogi od mojego domu, ubrać się to 15 minut, jak nie mniej.
-Jasna sprawa- odpowiedziałam, chociaż nie będę musiała długo siedzieć na zimnym dworze, ani wśród ludzi w zatłoczonej galerii- to ten, ja się idę ogarnąć- powiedziałam, aby nie musieć dłużej z nim siedzieć. Bałam się, że wybuchnę płaczem.
-Mamo, wychodzę!- krzyknęłam na cały dom, a potem usłyszałam jak ktoś zbiega po schodach. Okazało się, że to moja matka, patrzyła na mnie ze zdziwieniem.
-Nie wierze własnym oczom, czy ty wychodzisz z domu, dobrowolnie?- uśmiechnęłam się krzywo
-Dobrowolnie to nie, ale wychodzę, nie wiem kiedy wrócę- chwyciłam za klamkę i delikatnie ją przekręciłam. Drzwi otworzyły się.
-Pa
-Pa, mami- wyszłam na mroźny dwór. Czas dojechać do Galaxy i spotkać się z tym kochanym idiotą.

<Nico?>

Od Nico- c.d. Ay'i

-Póki nie możesz mi czytać w myślach, musisz ufać moim słowom- dziewczyna pokiwała tylko głową, wyrażając swój brak zgody z moimi słowami. Wiedziałem, że nie przyzna mi racji tak łatwo, z resztą dopiero co, przed chwilą powiedziała mi o czymś co ukrywała od dłuższego czasu.
-Nico, jest już 9! Musisz iść do szkoły- Aya sprowadziła mnie tymi słowami na ziemię, a ja tylko się zaśmiałem
-Jestem do przodu z materiałem, nic mi się nie stanie jak opuszczę jeden czy dwa dni. A ty, to co do szkoły nie chodzisz?
-O mnie to nawet nauczyciele nie będą pytać, w tamtym roku byłam tylko na 13 godzinach lekcyjnych, policja mnie szukała, nie zdałam... bo dowiedziałam się, że gruźlica nie chce mi się wyleczyć- przykryła oczy dłońmi- ja to jednak jestem idiotką
-Czyli od roku wiesz, że masz lekko odporna gruźlicę i dopiero teraz mi się do tego przyznajesz?
-Nie chciałam cię martwić, z resztą lekarz od zawsze mówili, że może jednak się wyleczę, że są małe szanse, ale może. Z resztą to ich wina, za wcześnie zaprzestali moją terapię. Wiem każdy popełnia błędy, ale...- dokończyłem za nią:- ale błąd tych lekarzy cię zabił- spojrzałem jej w oczy, nie wyrażały nic. Widać było, że już od dawna czekała na dzień, w którym dokładnie podadzą jej datę śmierci. Była na to bardziej gotowa niż większość ludzi tego świata, a i tak płakała. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać, jakie to musi być uczucie wiedzieć, że za rok nie będzie się żyło. Tak bardzo jej współczułem. Chciałbym umieć znaleźć takie słowa, które by jej to uświadomiły, ale nie potrafiłem.
-Dziś jest 11 stycznia, są moje urodziny, a ja nie mam nawet znajomych żeby je z kimś obchodzić. Tak bardzo skupiłam się na tym, że mam umrzeć, że przestałam żyć. Zamknęłam się w świecie gier- po policzku dziewczyny poleciała pojedyncza łza.
-Masz mnie
-Ty jesteś tylko w internecie
-Gdzie mieszkasz?
-W Szczecinie- uśmiechnąłem się. Dobra przyznaję się bez bicia, że o tym wiedziałem, dogrzebałem się do jej facebook'a.
-Ja też!
-Ale...
-Żadnego ale, zrobię ci najlepsze urodziny świata!- tak bardzo chciałem ją pocieszyć, a dziewczyna uparcie miała smutną minę.

<Aya? Tyle smutku, w jednym miejscu .=.>

Od Helii- c.d. Sinon

Cisza jest niezręczna. Przypatruję się dziewczynce. Jest drobna i niska. Ma łagodne, duże oczy, niebieskie włosy spięte w dwa dziwne warkocze, gęsta grzywka spada na jej wysokie czoło. Trzyma ręce z tyłu, ciało ma napięte. Jej kocie? Lisie? Ucho drga delikatnie. Jest wyraźnie zawstydzona. Zastanawiam się, ile może mieć lat. Przez chwilę nikt się nie odzywa.
- Ja ci pomogę -Przerywam ciszę. Sam się sobie dziwię, ale gdy oblicze Sinon rozjaśnia się, a je drobne usta rozciągają się w uśmiechu, wiem, że podjąłem dobrą decyzję.
- Naprawdę? -Cała twarz jej jaśnieje. Nie mogę się nie uśmiechnąć.
- Jasne -Szczerzę się do niej w odpowiedzi. Przeciskam się pomiędzy Horacym i Nickiem, podchodzę do dziewczynki.
- Jestem Helia -Pochylam się trochę, by nie musiała podnosić głowy.
- A ja Sa.. Sinon -jąka się troszeczkę. Onieśmielam się.
- Chodź, pójdziemy pozabijać parę Taoti.
Mam ochotę wziąć ją za rękę, niczym młodszą siostrzyczkę. Bardzo przypomina mi Anię. Wspomnienie rozpromienionej siostrzyczki biegnącej w moją stronę, jest tak bolesne, że przez sekundę brakuje mi tchu. Ania... Momentalnie się opanowuję, nie pozwalając, żeby radość zniknęła mi z twarzy. Poprawiam pas i związuję włosy rzemieniem.
- Horacy, zaraz wracamy. Graj za mnie, dopóki nie wrócę -oznajmiam mu i wychodzę za błękitnooką dziewczynką na zewnątrz. Cienka, lniana koszula nie daje odpowiedniego zabezpieczenia przed ciepłem.
- Prowadź. Masz mapę w menu -wyjaśniam spokojnie, gdy widzę jej nierozumiejące spojrzenie. Dawno tego nie czułem. Ten dziwny typ cierpliwości zarezerwowany tylko dla młodszego rodzeństwa. Gdy Sinon podąża drogą, a ja za nią, nachodzi mnie myśl, że Ania miałaby teraz 12 lat. Zagryzam policzki od środka i oddycham przez nos. Boję się, że moja maska zniknie, przy nieznanej mi osobie, która najmniej nadaje się na terapeutę, pocieszyciela. Księżyc ujawnia nam drogę, nie potrzebujemy dodatkowego światła.
Nigdy nie korzystałem z pomocy psychologa, nawet gdy wszyscy mi mówili, że tak będzie lepiej. Mimo że wewnętrznie wszystko we mnie się zapadało, gdy w milczeniu przelewałem łzy nad rodzicami i siostrzyczką, kiedy przechodziłem ciężką depresję, nigdy nie chciałem się nikomu zwierzać. Może nie byłem pierwszą osobą na ziemi, która przeżyła coś takiego. Ale nie zamierzałem otwierać mojego wnętrza przed terapeutą, obcym człowiekiem. Przez pierwsze dwa lata jedynym sposobem na radzenie sobie z traumą było zażywanie antydepresantów. Zyskiwałem je różnymi sposobami. Z czasem moje próby okazywały się coraz bardziej desperackie i zrozumiałem, że to do niczego nie prowadzi. Częściej odwiedzałem cmentarz i prowadziłem długie rozmowy z Anią, a raczej jej duchem. Wróciłem do normalności, ale nadal pozostawałem rozbitym naczyniem, nawet Kropelka nic by nie zadziałała.
- To tutaj -szepcze Sinon, przerywając moje rozmyślania, i schyla się za niedużym krzaczkiem. Również się chowam i łypię okiem na 5 Taoti. Są to potwory wielkością podobne do dużych psów, mają czaszki w połowie obdarte ze skóry. Umięśnione ramiona są pełne wypustek, które tworzą twardy pancerz. Chodzą na czterech łapach, głowy mają nisko pochylone, języki liżą praktycznie podłoże. Cicho wyjmuję sztylety. Ich ostrza lśnią, odbijając blask księżyca.
- Jesteś gotowa? -pytam. Dziewczynka tylko kiwa głową. Biorę głęboki wdech i z nożami w obu dłoniach wskakuję pierwszemu potworowi na plecy.
- To było niesamowite! -cieszy się Sinon.- Najpierw wziąłeś go z lewej, a potem z góry. Wow.
Patrzyła na mnie z uwielbieniem.
- Nauczysz mnie tak? -pyta.
- Jak zdobędziesz drugą broń, to może -śmieje się. Przed naszymi oczami pojawia się szyld Gospody.- No idź.
Klepię ją po plecach, a ona rozpromieniona, że udało się jej przejść następny quest, tanecznym wręcz krokiem wchodzi do karczmy. Uśmiecham się ostatkiem sił. Jestem wykończony. Patrzę na godzinę. Po 23. Spędziłem w tej grze 11 godzin! Wybieram napis wyjście, a przed zdewirtualizowaniem, widzę tylko dwa czarne węgielki w ciemności, inaczej znane, jako oczy Moiry.
Dym drapie mnie w płuca. Czuję płomienie liżące mi ciało. Gorąco otacza moją sylwetkę, próbując wyssać ze mnie soki. Ledwo przytomny przytrzymuję się ramienia ciemnoskórego strażaka, który prowadzi mnie do wyjścia. Popiół osiada się na ściankach moich wymęczonych płuc. Prawie nie rejestruję tego, co się wokół mnie dzieje. Moje myśli zajmuje tylko moja rodzina.
Mama.
Tata.
Ania.
W moim umyśle te słowa, pojawiają się, powtarzane niczym mantra. Odkasłuję, ale to nie pomaga. Słyszę odgłos rozwalającego się sufitu.
Chłód posadzki łagodzi ból palonego ciała. Po fakturze domyślam się, że to asfalt. Przewracam się na brzuch i próbuję zwrócić zawartość żołądka. Niestety, oczyszczam się tylko z żółci.
- Chłopak żyje! -mówi lekarz, który klęka koło mnie. Nie obchodzi mnie to. Jedynym na czym się skupiam, jest drobne ciałko, które kładą obok mnie. Ktoś mierzy jej puls. Potem powoli unosi głowę, a ja już wiem. Z mojego gardła wydobywa się przerażający krzyk.



Krople wody obijają się o moje ciało, a ja przypatrując się moim bliznom na brzuchu i udach, staram się opanować drżenie po najgorszym wspomnieniu mojego życia.


<troszku dramy, c.d. Sinon, Moira lub kto chce>

Od Ay'i- c.d Nico (Miłego rozpaczania)

Znajome ściany szpitala zdawały się mnie przed czymś ostrzegać. Niepewnie wkroczyłam do gabinetu lekarskiego. Przy niedużym biurku, w rogu pokoju siedziała moja matka i doktor. Mam cicho płakała. Niepewnie dosiadłam się do nich. Rodzicielka chwyciła mnie za rękę. Miałam wszystkie najgorsze myśli. Czuję, że nie wyjdę z tej głupiej choroby.
-Natalia, masz w płucach grzybicę- spojrzałam na lekarza w z niepewnością. Grzybicę, co to dla mnie oznacza? Moja mama ścisnęła mocniej moją dłoń- nie znoszę tego mówić swoim pacjentom, a ty jesteś taka młoda- chwycił się za głowę- został ci nie więcej niż rok życia- wytrzeszczyłam oczy, moja mama rozpłakała się na dobre... a ja... ja nie czułam nic.
-Nie spać! Nie spać! Nie spać!- siedziałam zwinięta w kłębek i bujałam się w te i we wte. Jak zasnę mogę się nie obudzić i nie zobaczę więcej swojej rodziny. Boże! Dlaczego ja? Po moich policzkach płynęły strumienie łez. Obym tylko nikogo nie obudziła.
Rozejrzałam się niepewnie po gospodzie, w której pojawił się mój avatar. Była 3 w nocy, a ja zamiast spać wolałam tu siedzieć i płakać. Tutaj chociaż nikt mnie nie usłyszy. Powoli weszłam na górne piętro. Podeszłam do drzwi z numerem 3, był to pokój który sobie wybrałam. Wyciągnęłam klucz z ekwipunku i dostałam się do środka. Podeszłam do łózka, mieszczącego się na środku pokoju i padłam na nie. Wpadłam wręcz w histerię. Pościel wokół mnie zaczęła robić się mokra.
-Aya?! Aya to ty?- do moich uszu dobiegł głos Nico, po czym poczułam że mnie przytula. Przestawił mnie do pozycji siedzącej i oparł moja głowę o swoje ramie. Delikatnie pogładził mnie po włosach. 
-Ayuś, o się stało?- jego głos był ciepły i spokojny.
-Nic... na... prawdę, nic- załkałam. Nie powiem mu przecież, że trzyma avatar przyszłego trupa!
-Natalia, powiedz mi- powiedział to ostro, odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy- nieważne co to, przyjmę to na twarz i ci pomogę
-Ja... ja mam astmę i grzybicę płuc. Ja umrę- znów wtuliłam się w jego pierś, a on pocałował mnie w czoło.
-Chodź spać- szepnął,  a ja tylko ułożyłam się na łóżku. Nico zrobił to samo i mocno mnie do siebie przytulił- Kocham cię, Natalia- były to ostatnie słowa jakie usłyszałam tej nocy.
-Możesz chcieć i dostać od mnie wszystko, bo cię kocham- i co ja mam teraz powiedzieć? On mnie nie zostawi na pastwę losu, tylko czemu, ja sama nie chcę go zostawić, ale tak będzie dla niego najlepiej. Przetarłam rękawem oczy i uśmiechnęłam się do niego.
-Baka!- krzyknęłam, a chłopak uśmiechnął się
-Ja nie oglądam anime- próbował imitować mój głos
-Mały, głupi, idiota, przez którego łamię swoje zasady, ale tego właśnie idiotę pokochałam- chłopak rozpromienił się, a moja mina znów z wesołej wróciła na smutną
-Aya, nie zranisz mnie bardziej swoją śmiercią, niż odtrąceniem mnie
-Ale...- przerwał mi

<Nico?>

Od Nico- c.d Ronnie

Ronnie była dziwnie miła i wyluzowana. Może była tylko wredna przy Ay'i? W końcu udało nam się dostać do miejsca gdzie respią się Taotii. Uśmiechnąłem się pod nosem gdy przypomniałem sobie, jak gargulce goniły Ronnie, a Aya uratowała jej dupę.
-Co ty na to, ścigamy się kto zabije ich więcej?- zaproponowałem, a dziewczyna tylko ruszyła biegiem w stronę najbliższych stworów, ja za cel obrałem sobie grupkę stojącą na prawo od Ronnie. W trakcie biegu do Taotii opuściłem ciało. Paroma ruchami pokonałem pierwsze 3 stwory. Kiedyś pokonanie choćby jednego było ciężkie, a dzisiaj mogłem zabijać parę na raz. Ruszyłem w stronę kolejnej grupki.
-To było nie fair! Ten ostatni był mój!- szliśmy w stronę karczmy.
-Ale ja uderzyłam go jako ostatnia- tak, Ruda mnie pokonała... jednym Taotii i to tylko dlatego, że zadała mu ostatnią serię obrażeń. Przeniosłem wzrok na niewielki zegarek w rogu "ekranu". Była 23;56!
-Jest już 12, nie wracasz do normalnego świata?- spytałem się dziewczyny
-Jestem! Jestem tu! Nie opuszczę cię!- przyciągnąłem Ay'ię do siebie. Jej na prawdę zdawało się, że mógł bym ją zostawić? W szczególności teraz? Na prawdę uważa, że jestem tak cholernie bezduszny?
-Ale, ale... boże, odsuń się od mnie!- wyrwała się z moich objęć i pobiegła w najdalszy kąt pokoju- zakazuje ci mnie kochać! Ja cię tylko skrzywdzę! Prosszzzę, idź, błagam, proszę, nie, kochaj, mnie- wybełkotała, łzy leciały z jej oczu wręcz strumieniem.
-Aya, do póki żyjesz, do póki mogę z tobą rozmawiać, będę najszczęśliwszym człowiekiem świata- całkowicie nie wiedziałem jak ją uspokoić i upewnić, że mi na prawdę na niej zależy. Kurde, czy te dziewczyny nie mogą zrozumieć, że jak się je pokocha to nie ważne co im się stanie, zawsze będzie się je uważało za najlepsze na świecie?!
-Ale ja umrę!
-Ale na razie żyjesz. Skupmy się na teraz, błagam cię.
-Jakim teraz?
-Masz dzisiaj urodziny, prawda?
-Tak?
-Urządźmy ci przyjęcie- dziewczyna spojrzała na mnie swoimi pomarańczowymi oczami, w taki sposób, że nie potrafiłem się powstrzymać od wybuchu śmiechem.
-Jezu! Jaki ty jesteś niedojrzały!- wyszła z kąta i podeszła do mnie, jej twarz była bardzo blisko mojej- dziękuję- szepnęła i położyła głowę na moim barku- dziękuję, za to co powiedziałeś wieczorem i teraz... ale proszę cię, zapomnij o mnie- jej oddech stał się strasznie intensywny i gorący. Wręcz parzył moją skórę.
-Nigdy
-Każdy kiedyś zapomina
-Nie zapomnę
-Czy na prawdę chcesz aż tak cierpieć?- Aya podniosła głowę i spojrzała mi głęboko w oczy-  na prawdę?
-A ty chcesz mnie mieć u swojego boku?- dziewczyna zmrużyła się i głośno westchnęła.
-Idioto, ja nie mogę nic od ciebie chcieć- delikatnie przyciągnąłem ją do siebie, a ona tylko niczym kłoda stała nad mną.
-Możesz chcieć i dostać od mnie wszystko, bo cię kocham

<Ronnie, opisz swoją część, Aya dodaj to wcześniejsze i dokończ to. #Rozkazy od Nico>

niedziela, 10 stycznia 2016

Od Sinon - c.d. Ayi

Nie mając już co ze sobą zrobić, ruszyłam do mężczyzny, wskazanego mi wcześniej przez Finni'ego. Gdy dłużej mu się przyjrzałam, mogłam zobaczyć, że ma około pięćdziesiątki, lekki zarost i słabo widoczną siwiznę na włosach. Ubrany był w typowy, staroświecki płaszcz i buty. Nad jego głową wyświetlał się napis "Handlarz Broni".
- W czym mogę ci służyć, panienko? - spytał, a ja się zarumieniłam. Prawdę mówiąc jeszcze nikt nie nazwał mnie nigdy "panią", a co dopiero "panienką".
- Znajomy powiedział mi, że mogę u pana kupić coś przydatnego. - powiedziałam cicho.
- Ach, ależ oczywiście! Mam tu duży wybór mieczy, katan, szpad, sztyletów, noży, toporów, łuków i proc. - wyjaśnił. Powiedział to tak szybko, że lekko zakręciło mi się w głowie.
- A co z tego jest najlepsze? - kompletnie nie miałam pomysłu, czym walczyć. Nawet nie myślałam o tym, żeby się z kimś bić. Jednak, mimo wszystko, jakaś broń pod ręką zawsze się przyda. Przynajmniej będę czuć się pewniej.
- Trudno powiedzieć, wszystko jest dobre. Zależy jak zamierzasz budować swoją postać. - odparł. Zaczęłam gryźć wewnętrzną stronę policzka. Zawsze tak robiłam, gdy maksymalnie się skupiałam. Topory odpadają - to nie dla mnie. Zamierzam być szybka, żeby tylko jak najszybciej przechodzić questy, nabić odpowiedni poziom i w 100% zacząć szukać Amber. Jestem pewna, że gdzieś tu jest.
- Może wybierz jakiś łuk, albo procę? - zaproponował, widząc, że nie mam zielonego pojęcia o tym. Proca! Pamiętam jak kiedyś, dawno, dawno temu, razem z Mer dostałyśmy taką od babci i całe dnie strzelałyśmy do celów. Po jednym tygodniu gumowa linka się zerwała, a my kompletnie o niej zapomniałyśmy.
- Myślę, że proca byłaby w sam raz - odpowiedziałam z uśmiechem, który handlarz po chwili odwzajemnił. - Ile ona kosztuje?
- Dla ciebie, panienko, za darmo.
- Na, naprawdę? Dla mnie? Za darmo? - powtórzyłam zaskoczona. Przecież... on nic na tym nie zarobi.
- Tak, ruszaj i rób kolejne zadania. - ponaglił mnie. Ja jednak nie mogłam tak po prostu odejść. Zanim zdążył zareagować, położyłam mu na dłoni 50 złotych monet.
- Chwila! Chwila! - krzyknął, jednak ja się już oddaliłam. - Podpowiem ci chociaż, że możesz przetestować swoją broń na tych stworach, chodzących przy północnym krańcu miasta!
- Okej, dziękuję! - rzuciłam i pobiegłam na północ. Czułam się doskonale. Słyszałam uderzanie podeszw o bruk, czułam lekki wietrzyk przewiewający przeze mnie i całkowicie wolna brnęłam przed siebie.

Stwory były ogromne i strasznie się ich bałam. Nie wiedziałam nawet jak obsługiwać mojej broni, a co dopiero zabić takiego potwora. Postanowiłam usiąść w bezpiecznej od nich odległości, chwilę je poobserwować i przy okazji poćwiczyć strzelanie procą. Jako cel obrałam sobie większe kamienie, a ponieważ byłam na rozległej polanie, łatwo mogłam takie znaleźć. W ciągu 3 tur, liczących po 10 strzałów, trafiłam 13 na 30 razy. Nie tak źle. Co prawda o wiele wypadłam z formy, ale jeśli jeszcze trochę potrenuję, na pewno uda mi się pokonać te bestie. Już miałam zacząć kolejną serię, gdy nagle usiadł koło mnie mały ptaszek. Był śliczny. Miał biało-błękitny kolor z plamkami ciemniejszego niebieskiego. Spoglądał na mnie z zaciekawieniem. 
- Cześć, mały - powiedziałam do niego spokojnie. Powolnymi ruchami odłożyłam procę na bok i zbliżyłam się do niego. Proszę, żebym tylko go nie spłoszyła, pomyślałam. - Wiesz, że jesteś piękny - Zwierzątko przechyliło łebek i zaćwierkało. Miało donośny, melodyjny głos. - Jak się nazywasz? - spytałam się go. Nie odpowiedział, ale zauważyłam za to coś nowego. Obok niego pojawiły się różnokolorowe paski, napis "Błękitny ptak" i znak zapytania. - Błękitny ptak? To strasznie oficjalne. Może nazwę cię jakoś inaczej? Hmm... co powiesz na Oreo? To moje ulubione ciastka. - zaproponowałam. Zwierzątko znów zaćwierkało i potrząsnęło główką. - Nie? To może Oro? - tym razem ptaszek się napuszył. - Okej, od dzisiaj nazywasz się Oro, pamiętaj. - Nagle, ze zdumieniem zobaczyłam, że znak zapytania zmienił się na imię, które mu wymyśliłam. Pod paskami za to widniało moje imię. Co to znaczy? Po chwili przede mną pojawił się komunikat z osiągnięciem "Pierwsze oswojenie". Wytrzeszczyłam oczy. 
- Czyli od teraz jesteś moim przyjacielem? - spytałam się Oro zdumiona. Ptaszyna tylko się na mnie spojrzała. Nie wiedziałam jak to odebrać. Wróciłam więc do dalszych ćwiczeń z procą. Po około półgodzinie stwierdziłam, że jestem już gotowa. Nie trafiałam za każdym razem, ale mniej więcej oswoiłam się już z bronią. Ostrożnie zaczęłam iść w stronę stworów. Oro leciał za mną i poćwierkiwał z niepokojem.
- Spokojnie, nic mi się nie stanie. To tylko gra. - wyjaśniłam mu. Gdy znalazłam się w odpowiedniej odległości, wzięłam do ręki jeden z uzbieranych wcześniej kamyczków i wystrzeliłam w głowę potwora. Bestia odwróciła się w moją stronę. Była mojego wzrostu i wyglądała przerażająco. Jedyne, co miała z człowieka to korpus. Jej ręce i nogi były zakończone ostrymi pazurami, a gdy otworzyła swój smoczy pysk, mogłam zobaczyć szereg ostro zakończonych kłów. Porwałam się jak z motyką na słońce, pomyślałam. Gargulec zaczął iść w moją stronę. Najgorsze było to, że jego towarzysze - inne 2 potwory - poszły w jego ślady. Powoli wycofywałam się, jednocześnie ciskając kolejnymi kamykami w ich pyski. Trafiłam jednego w oko. Po moim ciele przeszły ciarki. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, bestie rzuciły się na mnie. Nie miałam szans. Zanim umarłam zdążyłam tylko poczuł ogromny ból. Odrodziłam się w tym samym miejscu, w którym pojawiłam się tuż po stworzeniu postaci. Szybko się rozejrzałam i udałam się na północny kraniec miasta. Dotarłam do Taotii. Tym razem zamierzałam przyjąć zupełnie inną taktykę. Postanowiłam zaatakować bestię oddaloną o kilkanaście metrów od innych. Zaczęłam bombardować potwora kamieniami. Używałam na przemian większych i mniejszych. Strzelałam głównie w pysk i brzuch, który potwór od czasu do czasu odsłaniał. Mimo tego, że zmieniłam taktykę, koniec końców bestia znowu mnie zabiła. Odrodziłam się na znanym placu. Po chwili byłam już przy Taotii, która mnie zabiła. Ku mojemu pocieszeniu, tym razem miała tylko 70% życia. Tym razem nie zmieniłam sposobu i jeszcze raz ją zaatakowałam. Nie minęło nawet 5 min, a ja stałam na miejscu odrodzenia. Coraz bardziej zdenerwowana ruszyłam do potworów. Ku mojemu zdumieniu Oro odradzał się ze mną i cały czas mi towarzyszył. Co prawda nie pomagał mi w walce, ale wspierał mnie duchowo. Gdy stałam już przy mającej teraz 58% HP Taotii rzuciłam w nią dużym kamieniem. O dziwo zabrało jej to 5% życia. Zaczęłam ciskać coraz to większymi skałami. Niestety, przez to nie mogłam się jednocześnie cofać. Bestia, gdy tylko się do mnie zbliżyła, zamachnęła się łapą i prawie znów mnie zabiła. Prawie, bo w porę odskoczyłam. Chyba już załapałam o co chodzi w tym systemie walki. Cisnęłam kolejnym kamieniem. Potworowi zostało tylko 10% życia. Uśmiechnęłam się zwycięsko. Skończyły mi się skały i teraz musiałam strzelać resztkami. 8%. Zaczęłam mocno dyszeć z wysiłku. 7%. Trafiłam w oko. 5%. Druga Taotia zaszła mnie od tyłu. Poharatała mi plecy i głowę. Jedyne co poczułam przed śmiercią to nieznośny ból. Znowu stałam na doskonale znanym mi placu. Nie!!! Kopnęłam w ścianę. Nie dam rady pokonać nawet jednej! Co. Za. Chłam. Dalej kopałam, a Oro świergotał obok mnie zaniepokojony.
- Co ci jest, mała? - nagle usłyszałam za sobą. Powoli się odwróciłam. Przede mną stał duży wyższy ode mnie, czarnowłosy chłopak. Był mocno umięśniony. Kątem oka zauważyłam nóż, przypięty do jego pasa.
- Eee... ja nie mogę zrobić jednego questa. Znaczy się... nie mogę zabić potworów... Taotii. - cicho powiedziałam, zacinając się. 
- Rozumiem. - pokiwał głową. - Nie martw się, też nie mogłem ich zabić. Potrzebowałem aż dwóch znajomych do pomocy. - uśmiechnął się pocieszająco. Odwzajemniłam uśmiech.
- Naprawdę? Ale przecież...  ty jesteś taki silny i w ogóle - powiedziałam. Chłopak zarumienił się lekko.
- Teraz może tak, ale wtedy nie byłem. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym ci pomóc, ale obiecałem rodzicom, że wyjdę z gry o 19. Jeśli tego nie zrobię, i tak wyłączą prąd w całym domu. - wyjaśnił, drapiąc się w rękę.
- Nie martw się, rozumiem. - odparłam.
- Ale wiesz co, spróbuj może spytać się o pomoc w Karczmie pod Dzikim Strusiem? - zaproponował - Można tam znaleźć naprawdę spoko graczy. Jestem pewny, że ktoś ci pomoże. - nie czekając na moją odpowiedź, kontynuował. - Musisz pójść tą uliczką prosto, potem skręcić w prawo przy Sprzedawcy Żywności i dalej na wprost, póki nie znajdziesz się przed szyldem karczmy. Zapamiętałaś?
- Tak. - kiwnęłam. - Dziękuję ci za pomoc.
- Daj spokój. - machnął ręką. - My, gracze, musimy trzymać się razem. - uśmiechnął się pokrzepiająco. - Ups, wybacz, muszę już lecieć. Na razie!
- Pa! - chłopak zaczął znikać.
- Oro, co ty na to? Idziemy tam? - spytałam się towarzysza. Ten odćwierknął szybko. Postanowiłam wziąć to jako "Tak" i ruszyłam w kierunku celu.


Zatrzymałam się przed szyldem budynku. Zawahałam się. Na pewno powinnam tam wchodzić? Po chwili jednak wzięłam się w garść. Jeśli chcę odnaleźć Amber, muszę to zrobić. Z dopiero co nabytą pewnością siebie weszłam do karczmy. Pierwsze co poczułam to wspaniały zapach pieczonego mięsa, chrupiącego, dopiero co wyjętego z pieca chleba i drewna, z którego był zbudowany budynek. Przy stolikach siedzieli inni gracze. Albo jedli, albo ożywieni, dyskutowali o czymś. Tylko jedna grupa odstawała od reszty i grała w kości. Przyszło mi na myśl, że to chyba to nich należałoby podejść. Wyglądali na miłych. Noo, oprócz 2 dziewczyn - jedna miała ognistoczerwone włosy i skupioną minę, bo akurat w tej chwili rzucała kośćmi. Druga za to miała czarną, związaną w kucyka fryzurę. Patrzyła się na rozgrywkę z małym zainteresowaniem. Oprócz nich, przy stole siedział też chudy, patyczkowaty i jednocześnie rudy chłopak. Uff, zrobię to. Podeszłam do nich i wypaliłam:
- Eee, cześć. Boo...  jest taka sprawa... Muszę zrobić takiego jednego questa, a jestem za słaba... te potwory, Taotie co chwilę mnie zabijają... Próbowałam już 3 razy, ale nie dam rady pokonać ich sama... Ktoś z was mógłby mi pomóc... proszę? - wymruczałam cicho. Stałam z rękami związanymi z tyłu i zaciskałam knykcie. Na ich twarzach malowało się zdumienie. Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił....

< Ktoś? Przepraszam, że dokończyłam opo, mimo, że nie byłam "wywołana" do tego ;-; >


Rezerwacja dla Helii

Od Sinon - Pierwszy Quest

Pojawiłam się na rozległym, wybrukowanym placu. Rozejrzałam się, jednocześnie wstrzymując oddech. To miasteczko było piękne! Zupełnie jak z średniowiecznego Paryża! Widziałam kiedyś takie stare fotografie z albumu, prawie wcale nie różniły się od tych, na które teraz patrzyłam. Nagle poczułam lekki wiaterek muskający moją skórę. To było tak niespodziewane, że aż cofnęłam się przestraszona. Po chwili jednak zrozumiałam, że ta gra po prostu jest aż tak rozbudowana. Mogłam poczuć zimno. Zupełnie jakbym spała, pomyślałam. Nie wiedziałam jak działa ten cały kask, ale domyślałam się, że po prostu wywołuje jakiś rodzaj snu. Podeszłam do najbliższej ściany i ją dotknęłam. Przeszedł mnie dreszcz, gdy poczułam jak bardzo jest lodowata. Zaczęłam iść dalej wzdłuż tej ściany. Minęłam kilka rozgałęzień i skrzyżowań, aż dotarłam do wybrzeży miasteczka. Tu rozpoczynał się las. Już miałam zawrócić, gdy nagle usłyszałam krzyki.
- Pomocy! Proszę! Niech ktoś mnie uwolni! - między gałęziami i liśćmi zauważyłam jakąś skrzynię. Zmarszczyłam brwi. Pójście tam na pewno nie jest bezpieczne, zwłaszcza, że nie wiem co może się czaić w takim świecie MMO RPG. Przed wejściem tu Max powiedział mi tylko, żebym uważała, bo chodzi tu dużo strasznych potworów. Co, jeśli to jeden z nich?
- Halo?! Ratuuunkuuu! - tajemniczy ktoś znowu zaczął wołać. Zacisnęłam pięści i ruszyłam w stronę głosu. Co ma być to będzie. Szłam leśną ścieżką kilka minut, aż doszłam do malutkiej polanki. Na jej środku stała małej wielkości skrzynia. Zamiast jednej ściany miała kraty. Zbliżyłam się do niej i przykucnęłam. Nagle z cienia wyłoniła się dziwna postać. Odskoczyłam i wywaliłam się plecami na trawę. Poczułam lekki ból.
- Wybawicielka! Oh, dziękuję! Już tyle tu czekam, a jestem taki głodny. - zacisnął swoje małe rączki na metalowych kratach. Wyglądał zupełnie jak kot w butach, tylko dużo grubszy. Chodził na dwóch tylnych łapach, miał na sobie czerwonawą szatę, trochę niepasującą do jego blado-pomarańczowej sierści. Jeśli chodzi za to o pyszczek, czułam się, jakbym patrzyła na Garfielda.
- Spójrz, tam na tej gałęzi wisi klucz. Bardzo cię proszę, przynieś mi go, a zrobię co tylko zechcesz. - popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
- Nie martw się. Już po niego idę. - ruszyłam w stronę wskazanego drzewa. Moim ulubionym zajęciem było wdrapywanie się na miejsca ogólnie niedostępne, więc coś takiego zupełnie nie stanowiło dla mnie problemu. Jak to często mówi Max, miałam to w jednym palcu. Po chwili zeskoczyłam na ziemię i podeszłam do grubego kotka. Zaczęłam mocować się z kłódką. W końcu udało mi się ją przekręcić i wypuściłam biedaka na zewnątrz.
- Uff, bardzo ci dziękuję. - ukłonił się.
- Nie ma sprawy, naprawdę - zachichotałam - Tak właściwie, kto mógł być taki zły i ci to zrobić?
- Jak to kto? Znów te wstrętne bachory rogaczy. - poskarżył się. - To nie pierwszy raz, kiedy zamknęły mnie w tym czymś. Pokręciłam głową.
- Faktycznie to straszne. Całe szczęście, że już po wszystkim.
- Tia, jeszcze raz dzięki. - milczeliśmy chwilę.
- Tak właściwie, to jak się nazywasz? - spytałam nagle. Zwykle to było pierwsze pytanie, jakie zawsze zadawałam.
- Finni. - odparł. - Po ojcu.
- Jak słodko! Ja jestem Sinon. - podałam mu rękę, a on mi łapę. Były bardzo miękkie i włochate.
- Też ładnie. Właśnie! Miałem oprowadzić cię po miasteczku, prawda? Chodźmy! - nie czekając na moją odpowiedź zaczął iść w stronę budynków. Ruszyłam za nim. Finni po kolei pokazywał mi wszystkie ważniejsze miejsca. Był niezwykle gadatliwy i sporo wiedział o tym mieście. W jednej z przerw między jego gadaniną, nagle przyszło mi do głowy spytać się go o coś. Koniec końców, to po to weszłam do tego świata.
- Finni?
- Tak?
- Bo... znasz może jakiegoś gracza z nickiem "Amber" albo "Mer" ? - zacisnęłam usta w oczekiwaniu na odpowiedź. Futrzak pomyślał kilkanaście sekund, po czym odparł:
- Niestety, nikt taki nie znajduje się w mojej pamięci.
- Rozumiem - pokiwałam głową ze smutkiem. - A wiesz może, gdzie mogłabym ją znaleźć? Albo chociaż zacząć poszukiwania?
- Nie. Przykro mi - rzucił mi pełne niemocy spojrzenie.
- Nic się nie stało. - odpowiedziałam tylko. Finni jeszcze trochę mnie pooprowadzał, pokazał mi pewnego pana, u którego mogłabym kupić broń i się pożegnał, mówiąc, że musi pomóc jeszcze innym graczom. Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Nagle poczułam głód. Zmarszczyłam brwi zdziwiona. Przed oczami migał mi żółty pasek. Ten świat jest dużo bardziej realistyczny niż myślałam...

Sara Rain

Sara Rain

Data urodzenia:
10-27
Wiek:
12
Płeć: 
Kobieta
Orientacja seksualna:
Hej! To za wcześnie na takie sprawy.
Doświadczenie w MMO:
Pierwszy raz gra w jakąkolwiek grę.
Charakter:
Ogólnie rzecz biorąc, Sinon to typowa mała dziewczynka. Zawsze wybacza innym. Nie uznaje osób lepszych i gorszych. Uważa, że każdy człowiek jest wyjątkowy. Nie ma zaufania do ludzi, jednak mimo to jest bardzo naiwna. Można jej wmówić dosłownie wszystko. Oprócz tego, bardzo ciekawi ją świat i chce wiedzieć o nim jak najwięcej. Zadaje każdemu masę, zwykle irytujących, pytań. Jest bardzo nieśmiała, jednak im więcej czasu spędza w PWO, tym odważniejsza się staje. Nie można zostawić jej samej, na dłuższą metę jest kompletnie niesamodzielna i za słaba, żeby cokolwiek zabić. 

Sinon

Rasa:
Zwierzokształtna
Główny Nieśmiertelny:
He Xiangu
Poziom: 3
Doświadczenie: 1250 exp

Broń
Sprawność fizyczna
Magia
Od Nieśmiertelnego
Inne
Proca 
2/9
Skradanie się
0/5
Woda
0/5
Magia Lecznicza 3/50
Kowalstwo
0/5

Zwinność
0/5
Ogień
0/5

Oswajanie zwierząt
1/6

Szybkość
1/5
Ziemia
1/9

Wytwarzanie eliksirów
1/6

Siła
0/5
Powietrze
0/5

Wykrywanie
1/5

Walka wręcz
0/5
Życie
1/9

Chowaniec:
ptaszek, Oro
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Punkty Zdrowia1500 pkt


Ilość złota: 0
Przedmioty:
Zwykła Proca
Łuk z rogu jelenia
Informacje Dodatkowe:
- ma chowańca - Oro
- zaczęła grać w PWO tylko po to, żeby spełnić swoją misję
- jej nick i wygląd postaci zostały zaczerpnięte z SAO - jej ulubionego anime

Kontakt:
angela.iskra588@gmail.com