-Zamknij się, przeszkadzasz mi- powiedziałam beznamiętnym tonem.
-Panienko, nawet nic nie powiedziałam! Co panienka robi?- zapytała przygruba służąca o aparycji krowy. Czy ona jest głupia?! Przecież widzi! Ach, no tak zapomniałam, większość homo sapiens to istoty niezdolne do jakiegokolwiek myślenia.
-Nudzę się- odburknęłam od niechcenia.
-Przepraszam, co?- zapytała pytającym tonem. I do tego głucha. Szybkim ruchem złapałam za pistolet.
-Nudzę się! Nudzę się, nudzę się!- krzyczałam ze wściekłością, po kolei strzelając w trzy wazony z kwiatami, które ostały się aż do tego czasu. Kobieta ze strachem upuściła piękną porcelanową filiżankę z herbatą z mlekiem, a po pokoju rozniósł się zapach napoju. Spojrzałam na nią z nieukrywaną satysfakcją.
-Odchodzę!- krzyknęła z furią- Jesteś rozwydrzonym głupim bachorem! Takich jak ty powinno się leczyć! Psychopatka!- krzyczała ze szlochem zbiegając po schodach.
-Nadzwyczaj inteligentna socjopatka- poprawiłam ją cicho. Nie była jedyną, która uważała mnie za umysłowo chorą, jednak miałam to gdzieś. Tacy jak ona istnieją tylko po to, by podziwiać osoby podobne mnie. Machinalnie sięgnęłam po paczkę papierosów, ale w ostatniej chwili zganiłam się w duchu i z niechęcią złapałam za paczkę z plastrami. Musiałam rzucić, niszczyłam sobie płuca i zamykałam umysł. Westchnęłam głęboko i spojrzałam na podłużny pakunek, który matka przysłała do rezydencji ojca. Zawsze mi coś zostawiali, kiedy mieszkałam u tego drugiego. Swego rodzaju konkurencja o to kto zrobi mi lepszy prezent i przekona, że on jest tym ,,lepszym" rodzice. W sumie znaczyli dla mnie tyle samo, ale czasem ojciec pozwalał mi pooglądać zwłoki, kiedy go o ty prosiłam, albo przynosił mi jakieś narządy wewnętrzne, więc nie zamierzałam ich wyprowadzać z błędu. Wzięłam do ręki paczkę i przewróciłam oczami. Oczywiście, że musiała mi to dać. Nowa zabawka na której widok większość nastolatków sra ze szczęścia. Nigdy nie używałam takich rzeczy i niespecjalnie mnie to kusiło, jednak mogę chociaż zobaczyć jak to wygląda. Rozpakowałam prezent z opalizującego papieru i przerzucałam z dłoni do dłoni, jakby ważąc przedmiot. Z niesmakiem przebiegłam instrukcję użycia. Czyli muszę zdjąć buty, żeby to założyć. Szczerze nie miałam na to ochoty, ale... co mi szkodzi. Obładowałam się sprzętem i położyłam na łóżku. Chwilę zastanawiałam się nad tym co ja właściwie robię.
-Pomóż mi dzielny żołnierzu! Zstąpiłem z trasy i źli ludzie mnie zamknęli. Pochyl się nad uściśnionym!- kwiliła wątła postać. Ot co, nic specjalnego. Podarta biaława płachta narzucona na stertę kości. W niektórych miejscach była poobcierana, w innych podarta lub pokryta błotem z domieszką rzęsy wodnej. Czyli prawdopodobnie owi ludzie wrzucili stworzenie do jeziora. Chociaż szata nie była mokra co zaprzeczało tej kwestii... ponownie się zganiłam. To jest tylko gra, a wynik tego może być po prostu błędem twórcy.
-Ekhm... panienko, proszę się wspiąć na drzewo i otworzyć klatkę.
-Co będę z tego miała? To jest nudne. I głupie.
-Ależ proszę o pomoc!- zastanowiłam się. Co za chłam, ale dobra, niech będzie. Podniosłam głowę, aby ocenić jak wysoko i w jakim miejscu znajduje się przedmiot. Wisiał on na wąskiej gałązce, znajdującej się niewiele ponad moją głową. Po co mam się wspinać i marnować czas. Rozejrzałam się, jednocześnie przeczesując okolicę w poszukiwaniu potrzebnego przedmiotu. Niewiele zajęło mi szukanie. Tuż obok mojego czarnego buta znajdował się spory kamień z postrzępionymi krawędziami. Podrzuciłam go kilka razy, żeby poczuć ciężar, wyważyć go w dłoni. Skoncentrowałam się na wysuszonym patyku i rzuciłam. Udało mi się trafić za pierwszym razem, mam dobre oko, bardzo rzadko chybię. Podniosłam z ziemi mały kluczyk. Przedmiot wyglądał bardziej jak zawieszka, niż coś czym można otwierać zamki. Zdecydowanie nie pasował... wyglądowo do otworu dla, którego został stworzony. Miał kształt syreny, pół kobiety, pół ryby. Wyglądała wręcz idealnie, pięknie wytopiona ze stali, a łuski mieniły się srebrną emalią z błękitnym pobłyskiem.Płetwy układały się w skomplikowany kształt, który jak sie okazało otworzył klatkę. Stworzenie wyskoczyło z celi i wciągnęło do nieistniejących płuc dużą porcję wirtualnego powietrza. Po kryjomu wsunęłam masywną figurkę do kieszeni spodni.
-Dzięki Ci pani, teraz mogę zostać twoim przewodnikiem w podróży po mieście!- powiedział duch radośnie chichocząc.
-Zamknij się, uszy mi pękną od twojego rechotu- odpowiedziałam zirytowana. Jeżeli już mam się zagłębiać w internetową grę, to chyba odpuszczę sobie towarzystwo w postaci chichoczących pikseli. Postać posępniała. Szaty zabarwiły się na czarno i ściśle przylgnęły do szkieletu. Kościsty palec wskazał mi na budynek, po czym rozpłynął się w powietrzu wydając kolejny irytujący dźwięk z szerokiej gamy. Ta budowla różniła sę od tej, którą podziwiałam wcześniej. Była raczej zbudowana w niemieckim stylu, raczej na wzór europejskiej wioski. Zbliżając się odczytałam szyld. ,,Karczma pod Dzikim Strusiem". Nieźle. Wnioskuję, że nazwy wymyślał ktoś na haju, bo ta nazwa nijak nie odnosiła się do atmosfery panującej w Yono- lokalizacji, w której pojawił się mój awatar. Weszłam do środka i to co uderzyła mnie- raczej niezbyt poruszyła, ale uderzyła na pewno, swojska atmosfera tego miejsca. Odczuwałam zapachy, co było raczej dziwne, zważając na to, że była to gra. W rogu sali widziałam dwie wtulone się w siebie postacie. Po chwili chłopak oderwał się od dziewczyny i zaczął podążać w kierunku baru, który był przy okazji kasą.
~Kolejna słodko pierdząca para, jakie to głupie... Sentymenty...- powiedziałam szeptem. Przynajmniej tak mi sie zdawało. Okazało się, że jednak wszyscy gracze przebywający w tej lokacji zdawali się to usłyszeć i wpatrywali się we mnie w osłupieniu. Ciekawe, czy to urządzenie ma połączenie z mózgiem, i czy przejmuje sygnały nerwowe... Rozejrzałam się dookoła. Chłopak podszedł już do baru, jednak był widocznie... zdenerwowany. Rozejrzałam się z zapytaniem posyłanym w każdym spojrzeniu. Czyli nie ma tutaj czegoś takiego jak szept.
<Aya?Nico?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz