poniedziałek, 18 stycznia 2016

Od Megan- Pierwszy quest

Zima tego roku była naprawdę piękna. Nareszcie spadł śnieg, a widok małych, roześmianych dzieci próbujących złapać na język trochę białego puchu, lepiących bałwana czy ciągniętych na sankach przez rodziców, był naprawdę uroczy. Zakutana od góry do dołu w szale i inne takie tam, wracałam właśnie ze szkoły z Alex. Była w porządku, lubiłam ją. Często się uśmiechała i jeździła konno. Nigdy nie rozumiałam tego fenomenu "bycia koniarzem", ale wolalam nie dyskutować na ten temat. Jest sympatyczną brunetką, nosi okulary i uwielbia czytać książki. Co prawda były to romansidła o wampirach (boże widzisz i nie grzmisz!), no ale zawsze coś. Kiedyś jeszcze ją nauczę co to prawdziwa literatura.
-Co się tak głupio szczerzysz?-odparła, patrząc się na mnie. Widać, że była rozbawiona- Aż tak się cieszysz, że śnieg pada, hmm..?
-Nieee.. to znaczy lubię go, ale nie oto chodzi-uśmiechnęłam się, jej bezpośredniość czasami poprawiała humor. Wyrwana po części ze swoich rozmyślań, skupiłam na niej wzrok- No wiesz dostałam od rodziców tą nową grę i dziś nareszcie będę mogła w nią zagrać! - zacisnęłam pięść w geście zwycięstwa. Tyle o niej słyszałam, podobno pracował przy niej zespół ok.100 grafików! Ale oczywiście "nie ma to jak godzinna kartkóweczka z powtórzenia materiału z zeszłego roku...prawda dzieci?"tiaaa.... ubóstwiam wprost naszych nauczycieli. Słowem musiałam się uczyć do fizyki i matmy, zamiast w spokoju pograć w to cudeńko.- Nawet nie wiesz jak wkurza gdy masz na wyciągnięcie ręki coś co bardzo chcesz, ale nie masz czasu nawet na to spojrzeć.
-Nerd -odparła Alex wzdychając ciężko-ty to chyba tylko bez przerwy grasz
-Ej nieprawda-oburzyłam się- Po prostu lubię gry.-dlaczego każdy myśli tak samo?-Dobra, żebyś mi tam nie zamarzła. Cześć, do juta
-Pa-zawsze rozstawałam się z Alex w tym samym miejscu. Pożegnała mnie uśmiechem, a ja ucieszyłam się z tego, że mogę pochodzić chwilę w milczeniu, poobserwować krajobraz i porozmyślać.
Czasami takie chwile są potrzebne.
Wpadłam do domu jak wichura. Zdjęłam buty, kurtkę i razem z moim granatowym plecakiem poleciałam do mojego pokoju. Rodziców jeszcze nie było, cóż otworzą sobie drzwi sami. Przebrałam się w jakieś domowe ciuchy i spojrzałam na zegar-16:38, super mam trochę czasu na granie. Zaczęłam rozpracowywać pudło. Przypomniał mi się rok 2015 kiedy miałam 10 lat i zaczynałam swoją prawdziwą przygodę z grami. Jakąż wtedy furorę robiły "The Sims 4"! Nie mogłam nie parsknąć śmiechem. Chyba nadal gdzieś mam tę płytę. Czytałam, że jeśli ta gra odniesie sukces, autorzy chcą stworzyć nową wersię Sims'ów na MCVR dla najmłodszych. Ponownie na moją twarz wkradł się uśmiech. Poczekam chwilę gdy już nie będzie tak szalenie droga i może wtedy ją kupię. Chociażby z czystej ciekawości no i chyba sentymentu. Gdy już wszystko rozpakowałam, wstałam od biurka i podeszłam do łóżka. Założyłam sprzęt na nogi i ręce. Wsunęłam płytkę do otworu i włożyłam kask na głowę. Nareszcie! Wybrałam opcję "graj". O f**k nie położyłam się. Ehh.... czy tylko mnie się to przytrafia? Wystraszyłam się, a co jeśli wpadnę na coś głową i zepsuje sprzęt, umrę, oślepnę, albo ogłuchnę!? Może zostanę sparaliżowana i będe warzywkiem?! Dobra producenci raczej powinni przewidzieć takich cudownych ogarów jak ja i jakoś to zabezpieczyć, chyba zbyt panikuję. Poraziło mnie rażąco białe światło, odruchowo zamknęłam oczy. Mam nadzieję, że spadnę chociaż na łóżko.
Przyznam, że kreator postaci mi się spodobał. Znajdowałam się w pokoju z lustrem w rogu (no i nie gadajcie, że nie kojarzy się Wam to z Sims'ami!). Nie czułam wogóle tego, że leżę obolała, gdzieś na podłodze. Chyba, że po prostu szczęśliwym trafem upadłam na łóżko. Co prawda sterowanie wzrokiem nie było najłatwiejsze i czasami odruchowo próbowałam klikać coś ręką (zdaje sobie sprawę jak beznadziejnie to musiało wyglądać), ale po chwili już mniej więcej ogarniałam co i jak. Ubrałam moją postać skromnie, jak stylizowane dziecko jakichś chłopów z XVIIIw. Lniana bluzka i spodnie w nieco ciemniejszym kolorze. Gdyby nie moje niebieskawe włosy, inne osoby mogłyby mnie nie wziąć za graczkę. Spojrzałam na spis nieśmiertelnych. Hmm... wzięłam Han'a Xiangzi, chociaż przyznam, że wybór Gao Guojiu był kuszący. Cóż-nie ma ryzyka, nie ma zabawy. Okey możemy zaczynać.
Respawnowałam się w mieście o nazwie Yono. Było cudownie. Miasteczko było śliczne, ta....realność. Dotknęłam jednej ze ścian budynku, jakbym dotykała prawdziwego, chłodnego drewna. Wylądowałam na jakimś ryneczku. Oszołomiła mnie gama barw, czułam zapach jedzenia. Jak? Po drodze niektórzy panowie uchylali mi kapelusza, a ja odpowiadałam im skinienem głowy. Kilka razy zaczepiłam ludzi, żeby ich się o coś spytać. O jakies bzdety: która godzina, gdzie można dobrze zjeść itd. Oczywiście były wady i gdzieś ich kompetencja się kończyła, ale muszę przyznać, że dawali całkiem realne i sensowne odpowiedzi. Do tej pory nie spotkałam żadnego innego gracza. Gdy dotarłam na obrzeża Yono, usłyszałam dziwny krzyk.., bardziej jęk. Ruszyłam w kierunku jego źródła. Na ziemi znajdowała się, sięgająca mi do kolan klatka, zamykana ozdobną, dużą kłódką. W środku siedział maleńki niebieski duszek. Roztaczał niewidzianą przeze mnie nigdy granatową łunę. Jego głowa wyglądała jak płomyczek. Nie miał twarzy tylko dwie małe jasnoniebieskie plamki, które były chyba jego oczami. Ewidentny brak ust i nosa.
-Wybawiciel!-powiedział duszek. Miał miękki ton głosu. Brzmiał jak spokojny, rozmazany, melodyjny, ale głośny szept.-Proszę uratuj mnie, oni chcą mi zrobić krzywdę-nie mówił szybko, ale dało się wyczuć w jego głosie napięcie.
-Jacy oni?-spytałam. Nagle wyskoczyło mi okienko z pytaniem czy chcę przyjąć quest. Wybrałam opcję tak.
-Klucz wisi na drzewie-obróciłam się i rzeczywiście ujrzałam duży, mosiężny klucz na jednej z gałęzi- Proszę musisz mi pomóc!!- duszek nalegał
-Dobrze, spokojnie pomogę Ci-uśmiechnęłam się, siląc się, aby mój głos nie brzmiał na podekscytowany. Pierwszy quest! Ruszyłam w kierunku drzewka, którego gatunku nie mogłam rozpoznać. Zaczęłam powoli się na nie wspinać zaczynając od niższych gałęzi. W końcu dosięgłam klucza i włożyłam go do buta. Innej kryjówki czy kieszeni nie miałam. Gdy zeszłam już bezpiecznie na ziemię. Podeszłam do klatki i otworzyłam ją.
-Ach!-duszek wyleciał i wykonał wesoły taniec. Patrzyłam na to z rozbawieniem. Gdy skończył, zwrócił się do mnie- Dziękuje! W podzięce ofiaruję tobie moje usługi jako przewodnik po Yono
-Jasne, prowadź.-popatrzyłam przyjaźnie na ducha. Ruszyliśmy w stronę miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz