Muszę przyznać, że miasto naprawdę mi się podobało. Oczywiście były drobniutkie mankamenty i niedociągnięcia, ale wyobrażając sobie zrozpaczoną twarz, jakiegoś japońskiego grafika, który siedzi nad tą grą już kilkanaście godzin, stwierdziłam, że zbyt się czepiam.
-Tutaj musimy zakończyć naszą podróż.-głos mojego przewodnika był taki...niesamowity. Miało się ochotę wygodnie rozłożyć na ziemi i wpatrywać w duszka, słuchając jego consonansów.-Miło było Cię prowadzić...
-Dziękuje! Mnie też się podobało- roześmiałam się. Odwróciłam głowę, szybko się rozglądając w jakiej części miasta zostawi mnie mój towarzysz -Zobaczymy się jeszcze?- Zwróciłam się z powrotem w stronę duszka, ale jego już tam nie było. Nie minęło kilka sekund, a ktoś znowu mnie zaczepił.
-Hej, hej! Młoda damo!-basowy głos, należał do ekhem....szerszego pana z pokaźnym wąsem.- Pozwól tu na, na momencik.- przywołał mnie gestem swojej wielkiej ręki. To był handlarz broni.
-Widzę, że szanowna duszyczka jest nowa w naszym pięknym mieście- zrobił zamaszysty gest, pokazując przestrzeń wokół
-Eee...na to wygląda- powiedziałam niepewnie, ale zaraz się rozluźniłam przybierając maskę uprzejmego uśmiechu
-Cóż nie mówię, że w Yono jest niebezpiecznie-tu zniżył głos do teatralnego szeptu i nachylił lekko w moim kierunku głowę- ale taka damulka jak ty nie powinna pałętać się tutaj nieuzbrojona -handlarz spojrzał na mnie porozumiewawczo wyprostował się i rzekł już swoim normalnym tubalnym głosem- Jako, że jesteś początkująca, możesz wybrać sobie darmową broń. Śmiało!- Pokazał na kram, ukazując złotą czwórkę(chodzi o ząb).
Przyjrzałam się temu co oferuje mi mężczyzna. Musiałam dobrze wybrać, prawdopodobnie owa broń zostanie przy mnie przez dłuższy czas gry. Wiem, że proca byłaby hardcorem, ale 1)totalnie nie umiałam się nią posługiwać 2)nie wyrządziła by większej krzywdy przeciwnikowi i wreszcie 3)strasznie kiepsko strzelam, ze wszystkiego. A więc łuk też odpada. Jednak ostatecznie musiałam podjąć jakąś decyzję. Może miecz? Chyba byłby trochę za ciężki i nieporęczny. Poza tym broń nie zawsze powinna być widoczna. Przeniosłam mój wzrok na sztylet. Wydawało mi się, że był za długi jak na tego typu broń, no ale nie oszukujmy się moja wiedza na ten temat była niewielka. Miał tak na oko 30 cm, był lekki i dobrze się go trzymało w dłoni. Co prawda, jak na moje, za krótka odległość od przeciwnika, ale przecież nie musiałam nim tylko walczyć. Mógł się przydać do innych rzeczy.
-Wezmę to- odparłam biorąc broń do ręki
-Świetny wybór panienko-odparł handlarz- może chcesz przetestować ją na Taotiach? Grasują tu w okolicy, ale sprawnemu przeciwnikowi nie zrobią zbyt wielkiej krzywdy-mrugnął do mnie znacząco okiem
Zerknęłam na "zegarek" w zakładce mojego ekwipunku, który pokazywał godzinę realną- tj.w naszym świecie. Moją twarz wykrzywił grymas niezadowolenia. Za niedługo musiałam kończyć, a zaczynało się robić tak ciekawie! No dobra rodzice chyba się aż tak nie wkurzą jak posiedzę dłużej...chyba.
-Jasne. Gdzie ich szukać?- ale handlarz obsługiwał już kolejnego klienta.
Super. Pomyślałam i ruszyłam na "łowy".
***
Zrobiłam wysoce skomplikowany i oczyyywiście całkowicie zaplanowany przewrót przez bark. Taotii znaleźć nie było wcale tak trudno, gorzej już pokonać. Pierwszego zabiłam z zaskoczenia, a drugiego powaliłam szybkim krótkim ciosem, po tym jak odwrócił się zaskoczony twardym skrzekiem swojego towarzysza. Na razie sztylet sprawował się dobrze. Niby wiem, że to tylko gra itd., ale ja odczuwałam autentyczne spięcie i niepokój, spowodowane obawami, że mogą mnie zabić. W sumie ciekawe co by się wtedy stało? Dreszczyk emocji, przyśpieszał adrenalinę pulsującą w moich żyłach. Twórcy mają już u mnie kolejnego, wielkiego plusa. Następnie wzięłam udział w niezwykle emocjonującym biegu(ach te pościgi te wybuchy! XD), ścigana przez pozostałą trójkę i tak oto znalazłam się na obrzeżach Yono, które od lini lasu oddzielała wąska łączka. Uroczą scenerię ciemnozielonej trawy, ogólnego spokoju i królestwa matki natury, mąciły jedynie wrzaski potworów, nasza szarpanina i kawałki gruzu, tj. części poranionych gargulców. Biegliśmy już naprawdę niezłym tempem, a potwory mnie doganiały. Wpadłam na nieco szalony pomysł. Gwałtownie się zatrzymałam i obróciłam, a jeden z moich prześladowców nadział się prosto na ostrze mojego sztyletu. Wyrwałam je szybko z martwego "ciała" i zwróciłam się w stronę drugiego gargulca. Męczyłam się z nim strasznie długo. W pewnym momencie trafił mnie łapą w twarz. Rozciął mnie swoimi pazurami, a ja odruchowo odrzucając na bok głowę pozwoliłam odrobince krwi dostać się do mojego nosa. Wyjątkowo paskudne uczucie. Pieczenie było niezwykle realne, a reszta Taoti'ów zdążyła mi zrobić mnóstwo porządnych siniaków i rozedrzeć kolano oraz rękaw koszuli. Mimo chwilowego oszołomienia nie pozostałam mu dłużna. Może to był łud szczęścia, a może nie, w każdym razie udało mi się odesłać go do reszty kolegów. Uśmiechnęłam się i już chciałam świętować zwycięstwo, ale coś mi w tym przeszkodziło. Wstrzymałam oddech i znieruchomiałam jak sparaliżowana. W ułamku sekundy przez moją głowę przepłynęła myśl; Ile mnie goniło tych stworów 4 czy 5?Odpowiedź przyszła (a raczej przyleciała) sama i obwieściła swoje przybycie silnym ciosem w mój bark. Poleciałam z dwa metry w przód i bezwładnie leżąc, otworzyłam szeroko usta. Moje płuca przestały pracować i nie chciały tłoczyć tlenu dalej w organizm. Całe moje ciało przeszył ból jakiego nigdy nie czułam. Nigdy w życiu sobie niczego nie złamałam, a teraz nie mogłam się ani trochę poruszyć. Zapomniałam o tym, że gdzieś tam jest Taotii i skupiłam się na oddechu. Moje oczy przesłonił ciemny kształt i już pogodziłam się z myślą, że ponownie ujrzę kreator postaci. Usłyszałam czyjeś krzyki i ujrzałam niską, zgarbioną postać, która odganiała potwora. Nieznajoma miała siwe włosy i dobre niebieskie oczy otoczone kurzymi łapkami.
-Mam na imię Lili. Nie bój się pomogę Ci.
***
Zabawiłam u niej naprawdę długo. Jako tako opatrzyła moje rany i dała coś gorącego do picia. Była naprawdę miła, a od jej twarzy emanowało spokojem, bezpieczeństwem, dobrocią. Lili pomogła mi rozwinąć moje umiejętności, wybrałam zwinność i walkę wręcz. Oczywiście nie zapomniała skomentować wybór mojego patrona.
-Niestety nie daje ci on żadnej mocy.-odparła ze smutkiem
-Wiem-odparłam, grzecznie się uśmiechając
-Inni gracze mają nad tobą przewagę-tłumaczyła staruszka
-To też wiem.- roześmiałam się. Staruszka pokiwała z uśmiechem głową
-Albo jesteś bardzo odważna, albo niewiarygodnie głupia-powiedziała to pół-żartem pół-serio, nie chciała mnie obrazić
-Mam nadzieję, że to pierwsze...Dziękuje jeszcze raz! Muszę już iść.
-Rozumiem. Na pewno nie chcesz zostać na noc?
-Niestety nie mogę-nie chciałam się przyznać, że zanim skończę grę (a zostało mi mniej niż pół godziny), chciałam obejrzeć jakąś tawernę.
-Cóż zatem do szybkiego zobaczenia Unknown.
Nie miałam pojęcia co chwilowo zrobić z koszulką, a robił się wieczór, więc dla oszczędzenia czasu, postanowiłam się spytać się kogoś po drodze. Moją uwagę przykuł jakiś chłopak. Cały był ubrany na czarno, a włosy miał upięte w krótką, niedbałą kitkę. Zaraz wyświetlił mi się nad nim pasek z podstawowymi danymi:
Nick: Helia
Rasa: Zwierzokształtny
Główny Nieśmiertelny: Gao Guojiu
Lvl: 4
Uśmiechnęłam się serdecznie i podeszłam do niego.
-Hejka. Jestem Me..Unknown. Też jesteś tu nowy?-wyciągnęłam w jego kierunku rękę
<Helia:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz